Rekordzista wśród rektorów pracuje na Politechnice Poznańskiej: inkasuje 31 tys. zł miesięcznie. Do krezusów należą też rektorzy warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej (30 tys. zł), Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego (po 25 tys. zł).

Reklama

Dopóki uczelnia utrzymuje poziom europejski, to i wysokie pensje nie dziwią. Jednak spore zarobki otrzymują też rektorzy dużo słabszych uniwersytetów takich jak ten w Pile, Jarosławiu czy Legnicy. Jak dowiedział się dziennik "Polska" ich rektorzy dostają comiesięczne dodatki po 6-7 tys. zł przyznane przez Senaty uczelni. Taka sytuacja ma miejsce w 30 na 95 publicznych uczelni. Dodatki wynoszą od tysiąca do 15 tys. zł. Prawo nie reguluje zasad ich przyznawani. Wystarczy, że Senat wystąpi z wnioskiem do ministra, a ten go przyjmie.

Tak wysokie zarobki nie podobają się władzom prywatnych uczelni, które zamierzają wystąpić do ministra nauki o zobowiązanie rektorów do ujawniania corocznych zeznań majątkowych. "Rozmaite dodatki funkcyjne wypłacane w publicznych uczelniach są finansowane najczęściej z pieniędzy z czesnego od studentów. To nic innego, jak udział w zyskach wypracowanych w oparciu o państwowe mienie. A skoro tak, to dlaczego nie korzysta na tym państwo?" - mówi w dziwi się prof. Mirosław Zdanowski, rektor warszawskiej Akademii Finansów.

Ten system ma się jednak skończyć. Barbara Kudrycka, minister nauki, przygotowuje już zmiany przepisów. Dodatki dla rektorów mają być uzależnione od jakości prowadzonych na uczelni badań, poziomu zajęć i sprawności zarządzania uczelnią.

>>> Zobacz pełną tabelę zarobków rektorów