To bardzo proste: w marketingu obowiązuje zasada, że doświadczenie wielozmysłowe – dotknięcie czegoś, powąchanie, posmakowanie – działa na odbiorcę o wiele silniej niż zwykła informacja.
Niedawno Tomasz Jastrun powiedział mi, cytując ojca, że tym się różni przeszłość od przyszłości, że nie napawa lękiem. Dlatego wolimy opierać się na żywym, sielankowym wspomnieniu przeszłości niż niepewnej prognozie na jutro. Jeśli więc pojawia się informacja, że będzie źle, to człowiek wykorzysta całą swoją inteligencję, żeby tę złą prognozę odrzucić. Tym bardziej że jeśli są zwolnienia, to nie u nas, ale w firmie sąsiada, Jeśli ktoś stracił pracę, to nie ja, ale znajomy z osiedla. I dopóki zagrożenie nie dotyczy nas bezpośrednio, odsuwamy je od siebie.
To dobrze, że ludzie nie załamują się wieściami o kryzysie. Jednak z drugiej strony doświadczenia przeprowadzone przez Amerykanów pokazały, że nadmierni optymiści gorzej znoszą porażki. W Polsce kryzys należy porównać do zapalenia nerek albo stwardnienia rozsianego, a nie do wrzodu. Wrzód powoduje gwałtowny ból i zmusza do konkretnego działania. Przewlekła niewydolność nerek rozwija się, ale początkowo nie daje uciążliwych objawów. Tak samo jest z żabą wrzuconą do garnka. Jeśli garnek podgrzeje się gwałtownie, oparzona żaba wyskoczy i się uratuje. Jeśli jednak będziemy naczynie podgrzewać stopniowo, żaba straci czujność, przegapi odpowiedni moment i ugotuje się.
Jacek Santorski, psycholog biznesu