Krakowskie służby medyczne pracowały dziś na pełnych obrotach. Musiały być gotowe na wszystko - na mszy papieskiej modliło się około miliona osób. Na szczęście obyło się bez poważniejszych incydentów. To - jak mówią medycy - zasługa deszczowej aury. Gdyby było gorąco, omdleń na pewno byłoby więcej. Przemarznięci ludzie chętnie za to korzystali z ogrzewanych namiotów, w których wydawana była gorąca herbata.
W tłumie zagubiło się 178 dzieci. Najmłodsze miało 6 lat. Większość już bezpiecznie trafiła do swoich mam. Na opiekunów czeka jeszcze około 20 maluchów. "Niestety, nie wszystkie dzieci miały przy sobie karteczki z nazwiskiem i telefonem opiekuna" - mówi Katarzyna Padło z małopolskiej policji.
Na Błoniach działało 40 stacjonarnych patroli medycznych i 300 patroli, które chodziły między pielgrzymami. O bezpieczeństwo modlących się dbało 1,8 tys. policjantów, ponad 5 tys. strażaków, harcerze, ratownicy TOPR i GOPR.
Słabli, mdleli i... skręcali nogi. 2,5 uczestnikom mszy papieskiej na krakowskich Błoniach trzeba było udzielić pomocy medycznej. Przemarznięci pielgrzymi wypili prawie 60 tysięcy litrów herbaty. Zaginęło 178 dzieci.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama