"Powinni sprawdzić, co się stało" - przyznaje dziennikowi.pl Artur Marciniak, rzecznik prasowy szczecińskiej policji. Dlaczego odjechali? Chwilę wcześniej zatrzymali grupkę mężczyzn, których podejrzewali o pobicie. Kiedy szukali ich ofiary, natrafili na załogę pogotowia udzielającą pomocy niedoszłemu samobójcy. Gdy okazało się, że to nie jest pobity... zniknęli!

O tym, że coś jest nie tak, policję powiadomił mężczyzna, który wynajmował trzem starszym kobietom mieszkanie. Zaniepokoiły go ślady krwi na klatce schodowej i drzwiach. Siostry leżały całe we krwi w przedpokoju. Obok nich - nóż. Każda z kobiet miała po kilkanaście ran. Policja skojarzyła zbrodnię z próbą samobójczą sprzed kilku dni. 21-letni Piotr P. przyznał się do morderstwa. Na razie prokuratura nie chce zdradzać szczegółów jego przesłuchania. Nieoficjalnie wiadomo, że chłopak leczył się wcześniej psychiatrycznie. Za potrójne zabójstwo może dostać dożywocie. Prokuratura bada też wątek zaniedbania policjantów. Dopiero po sekcji zwłok będzie można jednoznacznie stwierdzić, kiedy kobiety zmarły.

W całej sprawie zawalili nie tylko policjanci. Sąsiedzi przyznają, że słyszeli przeraźliwe krzyki w mieszkaniu na czwartym piętrze. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby sprawdzić, co się dzieje, ani wezwać policji! Sąsiadka z naprzeciwka też zignorowała ślady krwi, które zobaczyła w niedzielę rano. "Myślałam, że ktoś się skaleczył" - tłumaczyła policji.