Wycie, piłowanie, chrobotanie - słowem: niemiłosierny hałas. Ekipa z zieleni miejskiej była tak nadgorliwa, że jeszcze przed ósmą zaczęła piłować topole tuż przed oknem Jarosława Kaczyńskiego. Nic dziwnego, że prezes PiS zdenerwował się nie na żarty!



Grzecznie, ale stanowczo wyprosił panów strzygących drzewa. Robotnicy potulnie weszli do swojego samochodu i odjechali. Jarosław Kaczyński mógł więc w spokoju zająć się planowaniem swoich politycznych ruchów.



O godzinie 10 pod dom podjechała prezydencka kolumna. To po mamę Jadwigę przyjechał Lech Kaczyński i zabrał ją do Pałacu Prezydenckiego. Jarosław musiał bez mamy przygotować się do wyjścia. Pół godziny później w odświętnym garniturze pod obstawą BOR ruszył objąć ster rządzenia Polską.