Czołg Merkava uważany jest przez ekspertów za arcydzieło wśród pojazdów opancerzonych. Zapewnia maksymalne bezpieczeństwo załodze przy niewiarygodnej sile ognia.


"Między innymi dlatego, że w odróżnieniu od T-72 ma z przodu silnik, a dopiero za nim osłonięty płytą pancerną przedział załogi. Takie rozwiązanie spowodowało, że pocisk musiałby pokonać najpierw pancerz przedni, później cały blok silnika, a następnie płytę pancerną, aby dotrzeć do przedziału załogi" - tłumaczy Andrzej Kiński z "Nowej Techniki Wojskowej".

Wieża ma kształt długiego klina, co sprzyja rykoszetowaniu pocisków. Nawet jeśli zostanie uszkodzona, to wystarczy w ciągu kilku godzin wymienić laminowany pancerz i maszyna może ponownie ruszać do akcji. Sama wieża jest przesunięta do tyłu, dzięki czemu armata nie wystaje przed przednią krawędź kadłuba. Umożliwia to jazdę po nierównościach bez odwracania wieży do tyłu.

Żydowscy konstruktorzy czołgu, jako jedyni na świecie, zaprojektowali tak tył maszyny, że może się tam zmieścić 10 żołnierzy. Właz może również stanowić rampę do wnoszenia do czołgu rannych żołnierzy. O bezpieczeństwo załogi dbają automatyczne systemy przeciwpożarowe, reagujące na ogień, wybuch paliwa lub oleju.

W przeciwieństwie do Merkavy, będący na wyposażeniu armii Libańskiej T-72 jest konstrukcją przestarzałą. Najłatwiej zniszczyć go za pomocą miny. Magazyn amunicji jest w podłodze, która jest bardzo słabo opancerzona.

Ponadto kierowca praktycznie nie widzi, gdzie jedzie. Drogę może obserwować tylko za pomocą jednego peryskopu o wąskim polu widzenia.

Kolejny czuły punkt to silnik. Awaryjny i wymagający całej armii ludzi do obsługi. Tym mechanizmem napędzany był "Rudy" w "Czterech Pancernych".