Do kraju zamierza wrócić tylko 20 osób z ponad stu uwolnionych przez włoskich karabinierów. "To ci, którzy byli tu najkrócej, reszta szuka we Włoszech swojej nowej szansy"- mówi DZIENNIKOWI polski dyplomata, opiekujący się uwolnionymi z obozu pracy. Polacy, którzy niewolniczo pracowali dłużej, liczą, że teraz karta się odwróci. Próbują znaleźć nową, dobrze płatną pracę i odbić się od dna, na jakim się znaleźli. Nie chcą nawet pomocy polskiej ambasady. Są pewni, że poradzą sobie sami.

Ci z poniżanych i wykorzystanych Polaków, którzy zdecydowali się wrócić, ciągle boją się opowiadać o tym, co spotkało ich na włoskiej plantacji. "Od pilnujących słyszeli: Zaj...my was, jeśli będziecie fikać" - mówi dalej polski dyplomata. O swoim dramacie odważyła się opowiedzieć tylko dwójka wykorzystywanych Polaków. "Brud, nieludzkie warunki. Spaliśmy w jakimś chlewie przerobionym na mieszkanie. Nie mieliśmy prądu. Szczury to była codzienność" - opowiada załamany Marcin. Najgorsi byli Włosi. Byli gorsi od naszych. Nasi nadzorcy krzyczeli, bili, zabierali pieniądze. Ale na polu rządzili Włosi. Jeden dobierał się do mnie. Poprosiłam kolegę, by mnie obronił. Wtedy Włoch zaczął go prześladować" - dodaje Kasia.

Ich dalsza relacja jest równie wstrząsająca. Wstawali o 3.30, by półtorej godziny później harować ciężko przy zbiorze pomidorów, cukinii i winogron. Przez cały dzień nie dostawali wody. Za spóźnienie można było oberwać od nadzorców.

Policja zatrzymała już ok. 30 gangsterów, którzy organizowali w Polsce handel ludźmi, a następnie pilnowali niewolników we Włoszech. Dowody zebrane przez włoskich karabinierów są tak mocne, że powinni trafić za kratki.