Sami pławili się w dobrobycie, a innych wysyłali do obozów pracy. Wkrótce jednak zamienią wygody na więzienne prycze, bo polska i włoska policja jednego po drugim wyłapuje bandytów, którzy najpierw werbowali chętnych do pracy we Włoszech, a potem okradali ich, poniżali, bili, gwałcili i zmuszali do prostytucji.
Wczoraj wrocławska policja wpadła do luksusowego domu 51-letniego bandyty, za którym włoski sąd wysłał europejski nakaz aresztowania. Jest on podejrzany o zorganizowanie handlu ludźmi. Gangster był kompletnie zaskoczony. Do niczego się nie przyznaje. "Podczas zatrzymania był spokojny" - mówi Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji. Po przesłuchaniu prokurator zdecyduje, czy wystąpić o aresztowanie mężczyzny.
Śledztwo w sprawie uwięzienia i wyzyskiwania polskich pracowników zatacza coraz szersze kręgi. W Polsce i Włoszech do aresztu trafiło już około 30 przestępców, w tym dwóch członków ścisłego kierownictwa gangu. Policja ściga kolejnych. Wszyscy są podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, handel ludźmi i oszustwa.
Kilka dni temu włoscy karabinierzy uwolnili z plantacji w okolicach Bari i Foggi 113 wykorzystywanych Polaków. Policja jest pewna, że poszkodowanych było znacznie więcej. Być może nawet ponad 1000. Cztery osoby nie wytrzymały panującego na plantacji terroru i popełniły samobójstwo.
Polacy pracowali na polu przez 15 godzin na dobę. Zarabiali od 2 do 5 euro na godzinę, ale część zarobków oddawali gangsterom. Do jedzenia dostawali tylko chleb i wodę. Spali na betonie w chlewie przerobionym na budynek mieszkalny. Nie mieli dostępu do łazienki, a nawet do bieżącej wody.
Zdecydowana większość uwolnionych z obozu pracy Polaków nie zamierza jednak wrócić do kraju. Chcą zostać we Włoszech i znaleźć nową pracę.