Wyrok jest prawomocny. Ale zanim zapadł, sprawa ciągnęła się latami, bo była bardzo skomplikowana. Do końca nie było wiadomo, co zaszło w warszawskim mieszkaniu 6 lat temu podczas alkoholowej libacji oficerów GROM-u. Obrona utrzymywała, że w momencie, gdy broń wypaliła, oskarżony Grzegorz R. był w łazience.
Ale dla prokuratora to nie była żadna przeszkoda w postawieniu oficera przed sąd za nieumyślne spowodowanie śmierci Zdzisława P. Wystarczyło, że koledzy z jednostki bawili się po pijaku bronią. Poza tym bezpośrednio po tragedii Grzegorz R. trzymał pistolet. Przeciw oskarżonemu przemawiało również, że zacierał ślady po tragicznym wypadku.