Jeszcze nie otrząsnęliśmy się z tragedii samolotu sprzed tygodnia. Gdy prosto na wiadukt w Warszawie spadł ten mały samolot. I choć na pokładzie był doświadczony 40-letni instruktor latania, nie udało mu się okiełznać wadliwej maszyny. Zginął, a wraz z nim 49-letni uczeń. Dziś kolejna katastrofa awionetki.

Ofiary to dwóch mężczyzn: prawdopodobnie 55-letni Austriak i 46-letni mieszkaniec Tomaszowa Mazowieckiego - właściciel awionetki. Nie mieli szans, żeby przeżyć, gdy ich samolot runął na pole w okolicach Kamieńska (Łódzkie). Prawdopodobnie przyczyną wypadku była awaria silnika.

Czarna seria wypadków awionetek zaczęła się w kwietniu. Wtedy, niedaleko Zielonej Góry, samolot spadając, wbił się między stojące kontenery. Zginął 71-letni pilot. Na szczęście z wraku zmiażdżonej maszyny udało się uratować jego 32-letniego ucznia.

Czerwiec. Okolice Lublina. Tu samolot z niemieckim pilotem miał uświetnić uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej ku czci ofiar wojny. Jednak nie doleciał na miejsce. Rozbił się kilkadziesiąt metrów od cmentarza - miejsca uroczystości. 54-letni Niemiec zginął uwięziony w maszynie.

W sierpniu kolejna katastrofa. Awionetka runęła na lotnisko w Bydgoszczy, podczas specjalnego pokazu zorganizowanego z okazji urodzin aeroklubu. W płonącym samolocie zginęli 50-letni właściciel maszyny i jeden z najlepszych pilotów aeroklubu bydgoskiego.

Tylko ten pilot awionetki miał więcej szczęścia. Gdy jego samolot spadł w czerwcu do Wisły w ok. Leoncina (mazowieckie), 53-letni mężczyzna zakrwawiony i przemoczony wylądował na jednej z wysepek. W porę uratowany, przeżył. Był jednak w tak ogromnym szoku, że nie potrafił powiedzieć, co się wydarzyło i jak się znalazł na wyspie.

W sumie od początku roku w katastrofach awionetek zginęło 16 osób. To dużo więcej niż w ubiegłych latach.