O absurdalności nowych przepisów resortu spraw wewnętrznych przekonał się Krzysztof Iwański z Katowic. Wybrał się z kolegą na grzyby w Beskidach przy granicy, ale przeszkodzili im panowie w zielonych mundurach. Finał był taki, że wlepili im grzywny po 200 złotych, upomnieli i zawrócili z trasy.
Nowe przepisy określają też, jak i kiedy należy wędkować na brzegach granicznych rzek. Co więcej, jeśli ktoś chce łowić ryby, pływać po rzece kajakiem albo się w niej kąpać, musi zameldować o tym Straży Granicznej dobę wcześniej.
Turyści już teraz rezygnują z wypraw w modne jesienią Bieszczady. Właściciele kwater narzekają, że przez tę bzdurę spadła liczba klientów. Niezadowoleni są też sami strażnicy graniczni. "To nieżyciowe przepisy. Każdy turysta musiałby decydować dzień wcześniej, czy chce na przykład popływać kajakiem po Dunajcu, czy nie. A jeśli zacznie padać i zrezygnuje, a nam zostanie w rejestrze? Zamieszanie i tyle" - kwituje Marek Jarosiński ze Straży Granicznej.