Sierżant Tomasz Twardo i st. posterunkowa Justyna Zawadka z warszawskiego komisariatu kolejowego w piątkową noc zabrali do nieoznakowanego radiowozu Tomasza Serafina, dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA. Serafin, jak wynika z naszych informacji, nie zdążył na ostatni pociąg do Siedlec. Co więc zrobił? Zadzwonił do swojego kolegi, Waldemara Płońskiego, szefa komisariatu kolejowego - i poprosił o policyjną "taksówkę". Było dobrze po północy.

Płoński złamał wszelkie procedury - i dał mu radiowóz z dwójką policjantów. Auto nie miało radiostacji ani zamontowanego systemu GPS (czyli lokalizowania satelitarnego). Wbrew przepisom, nikt nie zgłosił wyjazdu oficerowi dyżurnemu, nikt nie rozpisał trasy. W piątek w nocy o kursie do Siedlec wiedziało tylko kilka osób.

To nie koniec skandali w tej sprawie - ściśle chronioną tajemnicą jest, gdzie i z kim imprezował w andrzejki dyrektor Serafin. Czy pił w ministerstwie? Tego nie wiadomo, choć z naszych informacji wynika, że nie jest to wykluczone, podobnie jak sam fakt piątkowej libacji w MSWiA.

Szef resortu Ludwik Dorn jest za granicą, a jego zastępca Marek Surmacz, odpowiedzialny za policję i dyrektora Serafina, był dla nas nieuchwytny. Tomasz Skłodowski, rzecznik MSWiA ograniczył się jedynie do lakonicznego komunikatu: Ludwik Dorn polecił wszczęcie wewnętrznego postępowania wyjaśniającego.

Decyzje o odpowiedzialności dyrektora zostaną podjęte w najbliższych dniach. Jednak nieoficjalnie wiadomo, że na razie wobec Serafina nie wszczęto nawet postępowania dyscyplinarnego. Za to posadę komendanta stracił Płoński. Niewykluczone, że zostanie także wyrzucony z policji.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sam Tomasz Serafin nie poczuwa się do winy. Co więcej: jest oburzony, że policjanci informują o tym, co się wydarzyło. Nie chciał też rozmawiać z dziennikarzami.

"Wypożyczenie” radiowozu bagatelizował rzecznik Skłodowski: "Nie ferujmy wyroków, poczekajmy na ustalenia komisji. Nie chciał również odpowiedzieć na pytanie, czy Serafin pił w towarzystwie innych urzędników resortu".

Jeśli potwierdzą się zarzuty wobec Serafina, czeka go nie tylko prokurator, ale i prawdopodobnie wydalenie z ministerstwa. "Do MSWiA był delegowany, więc jest policjantem. Służy od 1992 roku, więc nie będzie mógł odejść na wcześniejszą policyjną emeryturę" - mówi jeden z naszych rozmówców z KGP. Emerytura taka przysługuje po 15 latach pracy.

"To samowola i rażące naruszenie obowiązków służbowych. Wobec winnych zostaną wyciągniete najsurowsze konsekwencje" - mówi szef polskiej policji Marek Bieńkowski. Chce, by całą sytuację zbadała prokuratura.

Reklama

Tymczasem los dwójki policjantów do chwili zamknięcia tego wydania "Dziennika" był nieznany. Ostatni raz widziano ich na stacji benzynowej w Kałuszynie. Od sobotniego południa niemal bez przerwy nad trasą z Warszawy do Siedlec latały dwa śmigłowce, jeden z nich wyposażony był w kamerę termowizyjną pozwaljącą odszukać człowieka nawet w nocy.

Przesłuchano też pracowników stacji benzynowych, barów i kierowców autobusów. Do poszukiwań włączono miejscowych policjantów, ale także analityków kryminalnych i funkcjonariuszy z CBŚ i oddziały prewencji. Jednak zaginieni policjanci zapadli się pod ziemię.