Przez idiotyczny "dowcip" o bombie rzekomo podłożonej w szpitalu - Dariusz K. postawił na nogi warszawską policję. Mało brakowało, a szpital zostałby ewakuowany. Ale 29-latek został błyskawicznie zatrzymany. Mundurowi dopadli go jeszcze w holu szpitala, skąd dzwonił. Dariusz K. od razu przyznał, że żadnej bomby nie ma i dlatego nie było potrzeby wywożenia chorych z budynku.

Reklama

Prokuratura jednak postawiła Dariuszowi K. takie zarzuty, jakby ten rzeczywiście podłożył ładunek, a pacjenci zostali ewakuowani. Dopiero gdy sprawą zajął się sąd okręgowy, okazało się, że niebezpieczeństwa nie było, a 29-latka można było sądzić najwyżej za wprowadzenie policji w błąd. Ale Dariusz K. zdążył już odsiedzieć osiem miesięcy w areszcie.

W końcu sprawa trafiła do sądu grodzkiego. Ten skazał Dariusza K. na maksymalną możliwą karę, czyli 30 dni więzienia. Teraz 29-latek będzie się domagał odszkodowania za siedem miesięcy niesłusznego aresztu.