"Szczególne bestialstwo, jakim wykazali się zarówno matka Oskarka, jak i jej konkubent, uzasadnia żądania prokuratora o dożywotnie pozbawienie wolności tych obu osób. Prokurator zapewne wniesie apelację" - komentuje wyrok w dzienniku.pl minister Ziobro.
Najbardziej bulwersuje uzasadnienie wyroku. Sąd uznał, że bezpośrednią przyczyną śmierci 4-letniego chłopczyka były tylko dwa ciosy ojczyma i skazał oskarżonych za śmiertelne pobicie, a nie za wielomiesięczne okrucieństwo wobec dziecka. A przecież lekarze odkryli na ciele zmarłego dziecka ślady, wskazujące na to, że było wielokrotnie bite, przypalane żelazkiem, kopane, miało powybijane zęby.
Za zabicie malca za szczególnym okrucieństwem oprawcy dostaliby dożywocie. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym wyrok brzmi: 25 lat więzienia.
Mniej emocjonalnie werdykt sądu przyjmują prawnicy. "To wyrok umiarkowany. Choć sprawa jest drastyczna, można było spodziewać się 25 lat więzienia. Sąd często ją orzeka, gdy widzi szanse na resocjalizację sprawców" - wyjaśnia w dzienniku.pl adwokat, specjalista prawa karnego, Witold Leśniewski.
"Czyn jest ohydny, ale prawo jest prawo. Sędzia rozróżnił tu tzw. godzenie się na zabójstwo, czyli że matka i jej partner mogli spodziewać się, że od znęcania się na nim dziecko umrze, od ewidentnej chęci zabójstwa" - tłumaczy w dzienniku.pl wykładowca prawa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika prof. Marian Filar.
Tragedia rozegrała się w marcu tego roku. Przez dwa dni katowany Oskar umierał na oczach matki i jej partnera. O jego śmierci policja dowiedziała się od lekarzy pogotowia.