Janusz Link w tym roku obchodzi mały jubileusz: 25 lat służy do mszy, a od kilkunastu jest organistą. Gra i śpiewa podczas nabożeństw w parafii Miłosierdzia Bożego w Piotrkowie Trybunalskim. Jego problemy zaczęły się dwa lata temu. "Nie wiedzieć czemu jeden z wikarych zaczął się mnie po prostu czepiać" - wspomina Link. "Na początku bagatelizowałem sprawę, ale to dręczenie zaczęło być regularne. Wydaje mi się, że ksiądz po prostu nie może na mnie patrzeć" - mówi.

Organista wyciąga stary zeszyt. Zapisywał w nim nazwiska osób, daty ślubów i pogrzebów, na których grał. Ale nie tylko: skrupulatnie notował też przykłady swej niedoli. "Aleś Janusz dzisiaj fałszował, jak ty w ogóle zaśpiewałeś ten psalm. Co to było za Alleluja" - cytuje słowa księdza Janusz Link. Albo inny przykład: wikariusz przyciszał mikrofon panu Januszowi, a po nabożeństwie powiedział mu: "Aleś się pan dzisiaj wydzierałeś". Gdy organista bronił się i pytał, dlaczego ksiądz przyciszył mu mikrofon, usłyszał: "Bo taki miałem kaprys”.

"Takich złośliwości uzbierało się bez liku. Skarżyłem się proboszczowi, ale nie reagował - mówi Link. Dlatego już w 2005 r. poskarżył się kurii, ale i stamtąd został odprawiony z kwitkiem. W rozmowie z księdzem, wówczas sprawującym nadzór nad organistami, miał usłyszeć, że i tak nikt mu nie uwierzy, bo "ksiądz ma zawsze rację". "Nikt z wiernych nie zarzuca mi, że źle gram czy śpiewam. A chyba ich zdanie jest najważniejsze?"- pyta retorycznie.

Przedstawiciele łódzkiej kurii nie chcą komentować sprawy. Nieosiągalny był również ksiądz Janusz, którego nazwisko przewija się w notatkach organisty. Na spotkanie z reporterem DZIENNIKA zdecydował się za to ks. Paweł Lipiński, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Piotrkowie Trybunalskim. Bierze stronę wikarego. "To zwykłe oszczerstwa pana Janusza, który jest przewrażliwiony na swoim punkcie" - mówi ksiądz. I zapowiada ostrą rozmowę z organistą.

Janusz Link zdaje sobie sprawę, że jego dni w parafii mogą być policzone. Zwrócił się na koniec do Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego. Szef łódzkiego oddziału KSA: "Przypadek pana Janusza można uznać za formę szykan w miejscu pracy. W końcu podważane były jego kompetencje zawodowe" - mówi Witold Matuszyński.

Sprawa organisty czeka na rozpatrzenie.









Reklama