Łez wzruszenia nad grobami nie mogli powstrzymać bliscy, koledzy i ludzie wstrząśnięci tragedią, która wydarzyła się w Sieradzu. W Pabianicach pochowano 32-letniego mł. aspiranta Andrzeja Werstaka. Żegnali go bliscy, przyjaciele, a także komendant główny policji oraz koledzy-policjanci z całej Polski. Po mszy, którą prowadzili arcybiskup Władysław Ziółek oraz biskup Marian Duś, krajowy duszpasterz policji, kondukt żałobny przeszedł na cmentarz. Policjant spoczął obok swego młodszego brata, który zmarł tragicznie latem ubiegłego roku.
Nad grobem kompania honorowa oddała salwę na cześć poległego. Żegnający kolegę mundurowi nie kryli wzruszenia. "Każdy z nas liczy się w tym zawodzie z nagłą śmiercią, ale ta jest tym bardziej tragiczna, że strzały padły z najmniej oczekiwanej strony" - mówili.
Dwaj koledzy zabitego policjanta z Pabianic - 40-letni sierżant sztabowy Wiktor Będkowski i 31-letni sierżant Bartłomiej Kulesza - spoczęli w Alei Zasłużonych Starego Cmentarza w Łodzi. Ceremonię pogrzebową odprawiono w łódzkiej archikatedrze.
Wszyscy zginęli od strzałów strażnika więziennego, gdy przyjechali odebrać aresztanta z więzienia w Sieradzu. 28-letni mężczyzna zabarykadował się w wieżyczce i ostrzelał z broni maszynowej ich samochód. Prokuratura postawiła mu zarzut potrójnego zabójstwa i usiłowania zabójstwa jednej osoby.
Jak ustalił DZIENNIK, strażnik może mieć poważne problemy psychiczne. W śledztwie miał zeznać, że strzelał do policjantów, bo słyszał głosy, które kazały mu pociągnąć za spust.