Formalnie Katarzyna Gałraj-Kozłowska była zatrudniona w Hewlett Packardzie przez agencję pracy. Jednak rzeczywistość jest taka, że pracowała w HP. To tam miała swoje biurko, swoją szefową i to ta, pracująca dla tej firmy szefowa, wręczyła Katarzynie Gałraj-Kozłowskiej wypowiedzenie. Dlaczego HP wyrzuciła Katarzynę z pracy tuż po tym, jak straciła dziecko? Zapytałam o to Ewę Lis, rzeczniczkę HP. Odpowiedziała, że jej korporacja nie jest stroną w tym sporze, bo to nie korporacja zatrudniała Katrzynę Gałraj-Kozłowską.



Zapytałam panią rzecznik, czy szefom HP nie jest zwyczajnie żal kobiety, która zostaje na bruku w chwili przeżywania osobistej tragedii? Jednak i na to pytanie Ewa Lis odpowiadziała, że... HP nie jest stroną w sporze. I dodała, że nie będzie niczego komentować, bo po takich komentarzach następuje manipulacja informacją i traci na tym wizerunek firmy HP. Moim zdaniem wizerunkowi HP bardziej szkodzi zwalnianie kobiet po poronieniu niż odpowiadanie na pytania dziennikarzy. Jednak i na tę opinię oraz inne pytania odpowiedź wciąż była taka sama: HP nie jest stroną...



Są jeszcze inne pytania. Jak można od matki po stracie dziecka żądać zwrotu służbowego komputera za pośrednictwem jej męża? Czy takiego giganta jak HP nie stać na kuriera? Dlaczego zaraz po tym koledzy zadręczali ją SMS-ami z pytaniami o hasło dostępu do tego komputera, skoro dla działu informatycznego zmiana hasła do kwestia minut? I jak to wszystko się ma do zasad etycznych HP, którymi się szczyci? I jak to się ma do jej "przyjaznego" podejścia do matek? Jednak i na te pytania nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.