Zabarykadowali się, a potem podpalili materace. Wychowankowie poprawczaka, którzy nie dostali przepustek na święta chcieli uciec - taka jest jedna z wersji wydarzeń.

"Ogień wybuchł w strefie odizolowanej kratami od pozostałej części budynku i innych wychowanków. W części tej mieszkali obaj zatrzymani" - opowiada Wojciech Wybraniec z wrocławskiej policji.

Pierwsze piętro budynku jest doszczętnie spalone. "Ognia było mało, ale zadymienie w całym budynku bardzo duże" - tłumaczył trudność w ugaszeniu pożaru Bolesław Mądrzyk, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej z Kątów Wrocławskich.

Do ośrodka przyjechało osiem wozów strażackich, pięć karetek pogotowia i oddziały policji. Żeby dostać się do środka płonącego budynku, strażacy musieli przecinać kraty. W środku było kilkudziesięciu wychowanków.

Dariusz Kopa, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu opowiadał z kolei, że gdy na miejsce przyjechali strażacy, wychowankowie nie utrudniali co prawda gaszenia, ale niektórzy byli zabarykadowani. "Mogłoby to świadczyć o tym, że był tam wcześniej jakiś protest. Ale już w trakcie gaszenia ognia współpracowali ze strażakami" - mówił Kopa.

Wszystkich mieszkańców ośrodka ewakuowano. Schronienie znaleźli w warsztacie na terenie ośrodka. Nie ma informacji o tym, by brakowało któregokolwiek z wychowanków.

Ofiary pożaru poddano terapii tlenem.

W budynku było 46 osób. Według policji straty materialne są duże.