Dariusz P. i jego syn Marek piątek 13 kwietnia zapamiętają na pewno do końca życia. Nawet jeśli do tej pory nie wierzyli w przesądy, teraz mogą śmiało mówić, że trzynastka przyniosła im pecha - pisze "Fakt".

13 kwietnia około godz. 12.40 mężczyźni zaparkowali swój samochód, srebrnego peugeota kombi, przed bankiem w Sulejowie. Naciągnęli na głowy kominiarki, chwycili za pistolet hukowy i tak uzbrojeni wkroczyli do banku. "Ręce na głowę, to jest napad!" - wrzeszczał ojciec. "Dawajcie kasę!" - wtórował mu syn.

Pracownicy banku byli zszokowani. Kasjerki pośpiesznie wyciągały z kas pieniądze. Nie było tego dużo. W kasie filii banku, który w czwartek i piątek otwierany jest dopiero o godz. 10., było zaledwie 1,9 tys. zł. Napastnicy zgarnęli te pieniądze, obrócili się na pięcie i wybiegli. Przy aucie zdjęli kominiarki.

Przestraszeni, ale co najważniejsze żywi, bankowcy uruchomili wtedy alarm. Komendant policji w Piotrkowie Trybunalskim zareagował błyskawicznie. Natychmiast zarządził blokadę dróg wyjazdowych z Sulejowa. Piętnaście minut po swoim życiowym skoku przestępcy byli już w rękach policji. Zostali zatrzymani na drodze pomiędzy Przygłowem a Kołem. Ich srebrzyste auto od razu rzuciło się mundurowym w oczy. Wiedząc, że nie mają żadnych szans, pokornie wyszli z wozu i grzecznie położyli się na asfalcie. Policjanci zgarnęli też dowody napadu: niedbale wciśnięte na półeczce w samochodzie pieniądze, zdjęte z głów kominiarki, pistolet hukowy rzucony na podłogę pod fotelem. Potem ojciec z synem z kajdankami na przegubach trafili do aresztu.

Co spowodowało, że zdecydowali się na tak desperacki krok? Z nieoficjalnych informacji, do jakich dotarliśmy, wynika, że 43-latek dzień wcześniej stracił pracę. Tak miał zeznać podczas wstępnego przesłuchania na policji. Załamany uznał, że nie będzie miał z czego utrzymywać rodziny i pozostały mu już tylko napady na banki.

Okazało się też, że miał czystą kartotekę. Dlaczego jednak do przestępczego procederu wciągnął swojego nigdy wcześniej niekaranego syna? Nie spodziewał się, że ich skok może skończyć się za kratami, że zmarnuje życie nie tylko sobie, ale i swojemu dziecku? Na te pytania odpowie dopiero szczegółowe śledztwo. Na razie ojciec i syn zostali aresztowani na trzy miesiące. Za dokonanie napadu grozi im kara do 12 lat więzienia.









Reklama