"To był taki kochany chłopiec. Zawsze skory do pomocy, nawet nie trzeba było go o to prosić" - mówi "Faktowi" przez łzy Józefa Gęsikowska, babcia Patryka. "Dlaczego on go zabił?" - pyta zrozpaczona kobieta.

Rafał S. niedawno uciekł z poprawczaka. Na bakier z prawem był od zawsze. Rozboje, rozróby, kradzieże. Obok takich bandziorów lepiej w ogóle nie stawać. Pech chciał, że S. wraz ze swoją dziewczyną, Magdą W., stanął w autobusie obok Patryka i jego kolegów z gimnazjum. Zaczął się ich czepiać. Popisywał się przed dziewczyną. Chciał się zabawić po swojemu. Zaczął chłopaków wyzywać i przepychać.

Patryk z kolegami postanowili wysiąść i mieć go z głowy. Ale ten wraz z dziewczyną poszedł za nimi. Na przystanku przy ul. Antoniuk Fabryczny doszło do wymiany zdań. Gimnazjaliści za wszelką cenę chcieli uniknąć awantury. Grzecznie przytakiwali, nawet go przeprosili. Już wydawało się, że jest po wszystkim, gdy nagle Rafał S. wyjął z kieszeni nóż. Zaczął nim machać przed nosem Patryka. Ten spokojnie zapytał: "O co ci chodzi? S. wbił mu nóż prosto w serce".

Morderca ze swoją dziewczyną uciekł z miejsca zbrodni. Razem z nią ukrywał się u kolegi pod Białymstokiem, w Łapach. Policja go namierzyła. Wpadł 24 godziny po zbrodni. Dziewczyna odpowie za utrudnianie postępowania. Bandycie grozi dożywocie. "No i co z tego?" - pyta załamana pani Józefa. "Nam nic już nie wróci Patryka. On nie zasłużył na taką śmierć..."