"Czy rzeczywiście siedmiomiesięczne niemowlę zostało zabite, będziemy wiedzieć dopiero po sekcji zwłok" - mówi dziennikowi.pl Jacek Bujarski, rzecznik słupskiej policji. "Dziecko miało na ciele jakieś obrażenia, ale nie wiemy czy można je łączyć ze śmiercią dziewczynki" - dodaje.

Reklama

Co wiadomo oficjalnie? Po południu we wsi Jeziorka koło Słupska sąsiedzi usłyszeli głośny płacz dziecka. Zaniepokojeni zawiadomili policję. "Gdy funkcjonariusze weszli do domu, w pokoju znaleźli martwe niemowlę" - mówi Bujarski.

Byli tam też rodzice i 52-letni mężczyzna. Wszyscy byli kompletnie pijani. "Przesłuchamy ich, gdy wytrzeźwieją, bo teraz nie ma z nimi kontaktu. Cała trójka została zatrzymana" - mówi rzecznik słupskiej policji Jacek Bujarski.

Rodzice tłumaczyli policjantom, że byli w innej wsi, a gdy wrócili do domu znaleźli martwą córeczkę. Dziecko zostawili pod opieką 52-latka.

Jak nieoficjalnie dowiedział się dziennik.pl, to właśnie 52-latek zamordował niemowlę, bo za głośno płakało.

Reklama