"To moralne zwycięstwo" - mówili przedstawiciele "Solidarności". Nie było żadnego z oskarżonych.
Zarówno rodziny dziewięciu ofiar, jak i poszkodowani, którzy przeżyli strzały w grudniu 1981 roku, nazywali wyrok przełomowym. Najsurowiej sąd ukarał Romualda Cieślaka, byłego dowódcę plutonu specjalnego ZOMO. Za to, co zrobił w Manifeście Lipcowym, dostał trzy lata więzienia, ale na mocy amnestii sąd zmniejszył tę karę do 1,5 roku. Za pacyfikację kopalni Wujek został skazany na 10 lat. Kara łączna wyniosła więc 11 lat więzienia. Czyny Cieślaka sąd uznał za zbrodnię komunistyczną i wydał nakaz jego aresztowania.
"To właśnie Cieślak podczas pacyfikacji <Wujka> pierwszy oddał strzał i powiedział: <Walimy>, co dla pozostałych zomowców było sygnałem, a co najmniej przyzwoleniem na użycie broni" - ocenił sąd. Uznał również, że zomowcy strzelali specjalnie i z rozmysłem.
Podwładni Cieślaka otrzymali kary trzech lat oraz dwóch i pół roku więzienia. Obronną ręką z procesu wyszedł ówczesny wiceszef MO w Katowicach Marian Okrutny, który został uniewinniony. Okrutny jest już prawomocnie uwolniony od winy także w sprawie wydarzeń w kopalni "Manifest Lipcowy". Umorzono też sprawy Leopolda Wojtysiaka, zomowca z "Manifestu Lipcowego".
"Sprawa pacyfikacji śląskich kopalń na początku stanu wojennego należy do najtrudniejszych spraw sądowych, a wszystkie okoliczności tamtych wydarzeń nigdy nie będą do końca wyjaśnione" - uznała w ustnym uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składu orzekającego sędzia Monika Śliwińska.
Chociaż sąd uznał, że strzelali wszyscy zomowcy, nie udało mu się ustalić, kto kogo trafił. Na przeszkodzie stanęła zmowa milczenia wśród oskarżonych. "Jestem przekonany, że oni doskonale wiedzą, kto pociągając za spust trafił, ale nigdy tego nie powiedzą. Jako były działacz "Solidarności" w latach 80. mam poczucie sprawiedliwości. Po 96 rozprawach udało się wyświetlić szczegóły wydarzeń mimo prób zatarcia śladów i zniszczenia wielu dokumentów" - wyjaśniał Jerzy Feliks, adwokat Okrutnego.
Wczorajsze orzeczenie sądu nie kończy zmagań rodzin ofiar o sprawiedliwy wyrok. Niektórzy z nich już zapowiedzieli apelacje, zwłaszcza po uniewinnieniu wicekomendanta MO. Odwołać chcą się także obrońcy oskarżonych.
Katarzyna Kopczak-Zagórna, córka zabitego w Wujku Bogusława Kopczaka, w chwilę po ogłoszeniu wyroku powiedziała, że czuje wielką ulgę. - Zabójcy poniosą jednak karę. Odebrali mi najbliższą osobę. Nie pamiętam twarzy ojca, jego dotyku ani uśmiechu. Jedyne, co mi pozostało, to zdjęcia.
Agnieszka Gzik-Pawlak, której ojciec również wtedy zginął, w grudniu ubiegłego roku, w 25. rocznicę tragedii mówiła, że żyjemy w wolnym kraju, ale ciągle jest to kraj nieosądzonej zbrodni. Bo ci, którzy pociągali za spust, pozostają bezkarni. Wczoraj zrozumiała, że jej słowa przestały być aktualne.
Matka zabitego górnika: Powiem Jankowi, że zbrodniarze zostali ukarani
Sławomir Cichy: W ciągu tych 14 lat procesów była pani na wszystkich rozprawach. To pani 97. przyjazd z Koszalina do Katowic. Co pani czuła, słysząc wyrok skazujący zabójców syna?
Janina Stawisińska, matka Janka, górnika zastrzelonego w kopalni "Wujek: Kiedy zginął, Janek miał 21 lat. Był kawalerem. Całe życie miał przed sobą. Ale dziś jestem już spokojna. Kiedy odpocznę, wrócę do domu i pójdę na grób syna opowiedzieć mu o tym, co się w Katowicach wczoraj wydarzyło. Idę go odwiedzić zawsze przed wyjazdem i po powrocie ze Śląska.
Żaden z oskarżonych nie przyszedł na odczytanie wyroku. Myśli pani, że nie mieli odwagi spojrzeć wam w oczy?
Myślę, że teraz przynajmniej jest im trochę wstyd. Nie liczę na skruchę, bo jej nigdy nie wykazali. Wręcz przeciwnie, śmiali się i twierdzili, że nikogo nie zastrzelili.
Dla pani to już koniec przyjazdów na Śląsk? Adwokaci i inni oskarżyciele posiłkowi zapowiedzieli apelację, więc dzisiejszy wyrok to nie koniec procesu.
Jestem potwornie zmęczona. Myślę, że przyjechałam tutaj po raz ostatni. Mam satysfakcję i wreszcie mogę odpocząć, bo winni są ukarani.
Czy 26 lat temu, kiedy dotarła do Koszalina informacja, że syn został zastrzelony, wierzyła pani, że jego mordercy staną przed sądem i zostaną skazani?
Nigdy nie przestałam w to wierzyć. Ale patrzę na wasze twarze. Twarze dziennikarzy, którzy od początku relacjonowali przebieg procesów. I widzę, jak wiele czasu minęło. Jak z chłopców w wieku mojego syna staliście się dojrzałymi mężczyznami. Nie wiem, skąd brałam siłę, żeby tyle lat wytrwać.
Co powie pani Jankowi po przyjściu na koszaliński cmentarz?
Że sprawiedliwość zatriumfowała. Że warto było przemierzać Polskę na każdą rozprawę, żeby usłyszeć wczorajszy wyrok o zbrodni komunistycznej. To nie zemsta, a po prostu sprawiedliwa kara za to, że zamordowali mi syna.
Po ponad ćwierćwieczu od krwawej pacyfikacji przez zomowców kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" w stanie wojennym i 14 latach procesów wczoraj zapadł wyrok skazujący byłych milicjantów z plutonu specjalnego na kary więzienia. Ludzie zebrani w sali Sądu Okręgowego w Katowicach powitali orzeczenia sądu brawami, po czym odśpiewali hymn narodowy - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama