Wczorajsza publikacja DZIENNIKA na temat poselskiego projektu całkowitego zakazu palenia w miejscach publicznych wywołała istne trzęsienie ziemi. Palacze poczuli się drugą kategorią obywateli i zapowiedzieli, że nie zamierzają przestrzegać radykalnych zakazów. Posłowie chcą im odebrać prawo palenia nie tylko w urzędach i zakładach pracy, ale także w pubach, prywatnych samochodach i na wolnym powietrzu.
"To przejaw idiotycznego totalitaryzmu. Ludzie popierają to, bo mają wrażenie, że duża ilość zakazów pomaga rozwiązać problemy, które ich dręczą" - mówi z rezygnacją palący od lat publicysta "Polityki” Jacek Żakowski.
Jackowi Kondrackiemu, warszawskiemu adwokatowi i nikotyniście puszczają nerwy: "Co komu do tego, że mam ochotę zapalić papierosa na ulicy, w restauracji w wydzielonej sali dla palących albo we własnym samochodzie" - denerwuje się prawnik i dodaje z naciskiem: "Jeśli ktoś wykaże związek przyczynowo-skutkowy między paleniem papierosa podczas jazdy a bezpieczeństwem na drodze, to trzeba będzie również zakazać kierowcom jedzenia jabłek czy cukierków. To prawo będzie nieegzekwowalne" - dodaje Kondracki.
Podobnego zdania jest przewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia, Ewa Kopacz z PO. Przypomina, że Polacy nie znoszą, kiedy ogranicza się im wolność, a projekt ustawy antynikotynowej ewidentnie narusza prawa do prywatności palaczy. Z kolei premier Jarosław Kaczyński (nie pali od 27 lat) pytany wczoraj przez dziennikarzy o to, czy możliwe jest tak radykalne ograniczenie swobody w państwie demokratycznym, odpowiedział, że mając wybór - palenie czy obsceniczne manifestacje - wybrałby palenie.
Te argumenty nie trafiają jednak do posłanki Jolanty Szczypińskiej z PiS. Uważa ona, że osoby niepalące są terroryzowane przez palaczy i trzeba to jak najszybciej zmienić. Jeszcze dobitniej komentuje to Radosław Sikorski, były minister obrony. "Najwyższy czas, żeby wprowadzić restrykcyjne przepisy! Palenie to śmierdzący zwyczaj, nieuwzględniający zdrowia i komfortu bliźnich. Nie pozwalam palić w domu i wywieram silną presję na gości, żeby nie palili. W moim samochodzie także obowiązuje bezwzględny zakaz palenia" - mówi Sikorski.
Czy palący podporządkują się nowym zakazom i zgaszą papierosy? Nie. Ale też nie będą manifestować publicznie swojego nałogu. Zejdą raczej do podziemia, starając się nie uprzykrzać życia abstynentom. Tak czyni od lat palący ks. prof. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego”. 20 lat temu kapłan wydał sobie zakaz palenia w samochodzie i chociaż przyznaje, że to bardzo trudne, przestrzega go. "Idea ustawy jest słuszna, ale przesadne przepisy sprawi, że będą problemy z ich przestrzeganiem" - uważa ksiądz.
Opinię kapłana podzielają również socjologowie zajmujący się problemem uzależnień. Uważają, że nikotyniści nie będą walczyć ze swoim nałogiem, ale zaczną raczej szukać sposobów, by jakoś przetrwać ciężkie czasy. "Polscy palacze w porównaniu z włoskimi czy hiszpańskimi są bardzo eleganccy. Ci ostatni wchodzą z dymiącymi papierosami do metra czy sklepu. W Polsce to się nie zdarza. Nie ma najmniejszego powodu, by ich zatem napiętnować, wyznaczać im getta, czy wlepiać kary" - uważa niepaląca dr Urszula Jarecka, psycholog i socjolog z Polskiej Akademii Nauk.
Powstająca ustawa o zakazie palenia w miejscach publicznych podzieliła już Polaków - pisze DZIENNIK. Palacze zapowiadają jednak, że nie będą uprzykrzać swoim nałogiem życia innym. Zejdą do podziemia i będą szukali sposobów na ominięcie restrykcji...
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama