To ma być deska ratunkowa dla naszej armii, której jest coraz trudniej przyciągnąć młodych Polaków do służby zawodowej za 1200-1400 złotych miesięcznie. Zwłaszcza że w Holandii czy Wielkiej Brytanii mogą zarobić nawet sześć razy więcej, nie narażając życia. A profesjonalistów wojsku potrzeba.

Na współczesnym polu walki, gdzie używa się zaawansowanego technologicznie sprzętu, poborowy się nie sprawdza. Prezydent Lech Kaczyński już ogłosił, że armia będzie w pełni zawodowa do 2012 roku. Jednak na 150 tysięcy zawodowców może nie wystarczyć pieniędzy.

Według zespołu ds. Profesjonalizacji Sił Zbrojnych, problem częściowo rozwiązałby oddział najemników złożony z cudzoziemców ze Wschodu. Zatrudnienie w nim mogliby znaleźć Ukraińcy, Kazachowie czy Gruzini, zwłaszcza mający polskie korzenie.

"Rozważamy i analizujemy różne koncepcje, także taką" - powiedział DZIENNIKOWI generał bryg. Waldemar Czarnecki, szef zespołu. "Pewne tradycje mamy. Przed wojną na kontraktach w polskiej armii zatrudniano gruzińskich oficerów" - dodał generał.

To trend w wielu krajach. Najdłuższe tradycje ma Francja. Jej Legia Cudzoziemska założona została w 1831 roku. Początkowo tłumiła konflikty w koloniach, ostatnio brała udział w ryzykownych operacjach, m.in. w Zatoce Perskiej. Wielka Brytania od lat przyjmuje Gurków z Nepalu - w zamian za wysoką wojskową emeryturę, a nawet obywatelstwo. W ostatnich latach Hiszpania zalegalizowała własny legion cudzoziemców, w którym służy 4200 ludzi.

Nasza "legia cudzoziemska" miałaby liczyć kilka tysięcy żołnierzy. Oczywiście dowództwo byłoby polskie. Pensje legionistów miałyby być niższe niż płace naszych zawodowców.



"To pomysł wart rozważenia. Warto przynajmniej stworzyć ramy prawne do powoływania pod broń cudzoziemców" - mówi były minister obrony Radosław Sikorski. I tłumaczy dlaczego: "Francuską Legię wysyła się na najtrudniejsze operacje na świecie. A w wypadku strat skutki polityczne są małe, bo służą w niej cudzoziemcy".

Innego zdania są poprzednicy ministra. "Ten pomysł nie wynika ani z polskiej tradycji, ani z potrzeb. Armie cudzoziemskie sięgają korzeniami kolonializmu, a nam potrzeba ludzi do obrony kraju" - oburza się Bronisław Komorowski z PO.

Jego zdaniem, nie stać nas na 150-tysięczne profesjonalne wojsko. "Aby utrzymać tylu zawodowców i jednocześnie zmodernizować technicznie armię, trzeba albo do budżetu MON dołożyć pieniędzy, albo ją zmniejszyć liczebnie" - mówi Komorowski.

Ostrożny jest także Janusz Onyszkiewicz: "Żołnierz to musi być osoba godna zaufania, nie wystarczy tylko motywacja zarobkowa" - mówi były szef MON. Wtórują im posłowie koalicji z sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

"Nie wyobrażam sobie, by Polski bronili płatni najemnicy. Wartość bojowa armii od zawsze opierała się na zasadach: Bóg, honor, ojczyzna" - mówi Michał Jach (PiS). Dopuszcza tylko takie rozwiązanie, w myśl którego w naszej armii służyliby Polonusi, ale patrioci.

"Ja jestem absolutnie przeciwny tworzeniu legii w Polsce. Mamy dość rąk do pracy" - dodaje Antoni Sosnowski (LPR).