"To hańba, że rząd nie potrafi zrozumieć pielęgniarek" - krzyczała do mikrofonu Dorota Gardias, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. "Nie likwidujemy <białego miasteczka>. My je tylko opuszczamy" - tak żegnała pielęgniarki.
Koniec protestu najbardziej ucieszy premiera. Przez 27 dni, wyglądając przez okno, widział jedynie "białe miasteczko". Do tego pielęgniarki mocno hałasowały - nie tylko wykrzykując swoje hasła, ale też uderzając wypełnionymi bilonem butelkami.
"Posprzątamy po sobie. Gdy już dziś zwiniemy namioty, zasadzimy nawet trawę" - obiecują pielęgniarki. I podkreślają, że koniec "białego miasteczka" to dopiero początek walki o podwyżki pensji.
W swoich regionach pielęgniarki będą organizować strajki i głodówki. 19 września przyjadą do Warszawy na demonstrację, w której uczestniczyć ma kilkadziesiąt tysięcy osób. Oprócz sióstr - także związkowcy z Sierpnia '80, Forum Związków Zawodowych, OPZZ i samorządy zawodowe pielęgniarek i lekarzy.
Lekarze, którzy również walczą o podwyżki, też zaostrzą swój protest. Zapowiadają, że coraz więcej z nich będzie przyłączać się do głodówek. Szpitale ma zalać też fala kolejnych wypowiedzeń umów o pracę. Medycy zapowiadają, że wolą sięzwolnić niż pracować za głodowe pensje. I że nie spoczną, póki nie zyskają tego, co chcą - większych zarobków.