Gdyby nasi zachodni sąsiedzi otworzyli rynek pracy kilka lat temu, gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, wtedy setki tysięcy Polaków zamiast na Wyspach poszukałoby pracy właśnie za Odrą. "Niemcy były wtedy bezpieczniejszym rozwiązaniem, m.in. ze względu na odległość" - tłumaczy Janusz Grzyb, dyrektor Departamentu Migracji w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. Teraz jednak szlaki w Wielkiej Brytanii zostały przetarte. Polacy już się tam zakorzenili, mają przyjaciół, sklepy, ulubione kluby.

Reklama

Niemcy wciż są jednak atrakcyjnym rynkiem pracy, bo można tam zarobić więcej niż w kraju. To może być decydującym o migracji czynnikiem, głównie dla mieszkańców regionów nadgranicznych, takich jak np. lubuskie. Tu przeciętna pensja wynosi 2,4 tys. zł, dwa razy mniej, niż po drugiej stronie Odry. Jeśli sąsiedzi zdecydują się na pełne otwarcie rynku pracy, a Polacy będą tam zatrudniani na takich samych zasadach co Niemcy, łącznie z przywilejami socjalnymi, taka oferta będzie dla wielu godna rozważenia. "Z naszego regionu, w którym mieszka mniej niż milion osób, do Niemiec na pewno wyjedzie kilkutysięczny kontyngent" - przewiduje w DZIENNIKU Elżbieta Płonka, wicemarszałek tego województwa.

Zapowiedź otwarcia niemieckiego rynku pracy przyjmuje z wielkimi obawami. Bezrobocie w jej regionie, które dotyka 16,7 proc. osób w wieku produkcyjnym, należy do najwyższych w kraju. Ale to nie ci, którzy nie mają pracy, wyjadą do Niemiec. Bo bezrobotni to w większości ludzie, którzy od lat nie mogą znaleźć pracy. Oni w Niemczech nie daliby sobie rady. Za Odrę pojadą najbardziej dynamiczni. "Już teraz brakuje nam lekarzy, wykwalifikowanych robotników, rzemieślników, a nawet handlowców" - wylicza Płonka. Ci, co mogą, dorabiają sobie po zachodniej stronie granicy. Lekarze jeżdżą np. na weekendowe dyżury. Teraz część z nich może zdecydować się na wyjazd na stałe.

Również Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan” uważa, że najdotkliwiej otwarcie rynku pracy odczują województwa przygraniczne. "To będzie duży problem dla polskich przedsiębiorców. Już teraz nie ma właściwie firmy, w której nie brakuje ludzi" - mówi. Męcina szczególnie obawia się wyjazdu naszego personelu medycznego, rehabilitantów, informatyków, pracowników z sektorów budowlanych i usług. Ekspert "Lewiatana" nie przewiduje jednak gwałtownej fali migracyjnej. "To będzie raczej sukcesywne wysysanie naszych pracowników. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy do Niemiec mogłoby wyjechać ok. 20 tys. osób" - szacuje. "Ci, co mieli wyjechać, już to zrobili" - zwraca uwagę Bartłomiej Bartczak, burmistrz Gubina - miasteczka graniczącego z Niemcami. W regionie pozostali pracownicy mniej wykwalifikowani. Tacy w Niemczech mogą dostać jedynie ok. 1000 euro. "To już lepiej bez kłopotu zarobić 2,5 tys. zł na rękę w Polsce" - argumentuje w DZIENNIKU burmistrz.

Związkowcy uważają jednak, że otwarcie rynku pracy w Niemczech wymusi na polskich przedsiębiorcach walkę o pracownika i konkurencję z niemieckimi pracodawcami. "Dzięki temu wzrosną płace, poprawi się poziom opieki socjalnej, a tysiące Polaków pracujących za Odrą na czarno zalegalizuje swój pobyt" - nie kryje entuzjazmu Janusz Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.



Niemcy o rynku pracy:

Thorsten Schulten, ekspert fundacji im. Hansa Böcklera działającej pod egidą niemieckich centrali związkowych

W Niemczech nie ma już tak wielkich obaw przed otwarciem rynku pracy i napływem tańszych, obcych pracowników, jakie widać było jeszcze kilka lat temu.
Sytuacja ekonomiczna poprawiła się, mamy dużo mniejsze bezrobocie – 8,8 proc. to najniższy poziom od kilkunastu lat. Niektóre branże odczuwają brak rąk do pracy, szczególnie w zawodach wymagających wysokich, technicznych kwalifikacji. Zniesienie barier jest jak najbardziej pozytywnym krokiem popieranym przez europejskie związki zawodowe, a niemiecka gospodarka na pewno sporo by na tym skorzystała. Jednak należy się do tego dobrze przygotować: napływ zagranicznych pracowników nie może doprowadzić do obniżenia standardów socjalnych oraz dumpingu płacowego. Dlatego zanim rząd zniesie ograniczenia, musi wdrożyć odpowiednie rozwiązania prawne, np. ustawę o płacy minimalnej. Takie standardy muszą obejmować także pracowników, którzy przyjadą do nas z Polski, czy innych nowych krajów UE.

Torben Leif Brodersen, szef Niemieckiego Związku Franczyzobiorców (DFV) zrzeszającego ok. 20 tys. drobnych przedsiębiorców w Niemczech

Otwarcie naszego rynku pracy to dobra wiadomość dla niemieckich przedsiębiorców, którym łatwiej będzie znaleźć wykwalifikowanych pracowników. W związku z dobrą koniunkturą gospodarczą w Niemczech przedsiębiorcy chcą zwiększać zatrudnienie i poszukują rąk do pracy. Brakuje nam zwłaszcza inżynierów, techników, informatyków i specjalistów z branży budowlanej. Niezwykle ważne jest jednak, by wskutek takiego kroku nie doszło do konfliktu na tle płac oraz standardów socjalnych. Ryzyko ich zaniżenia było i jest głównym zmartwieniem osób obawiających się otwarcia rynku pracy.

Dr Achim Dercks, wiceszef Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DHK)

To bardzo dobry sygnał, że możliwość wcześniejszego otwarcia niemieckiego rynku pracy dla obywateli nowych krajów Unii nie jest już tematem tabu dla niemieckiego rządu. Niemcy sami by sobie zaszkodziły, gdyby jeszcze po 2009 r. niemieckie przedsiębiorstwa nie mogłyby zatrudniać wykwalifikowanej siły roboczej ze wschodniej Europy. Według danych naszej Izby coraz więcej pracodawców odczuwa brak rąk do pracy; według najnowszych badań 24 proc. firm nie jest w stanie obsadzić wszystkich miejsc pracy (stanowisk). Szczególnie narzekają te branże, które produkują głównie na eksport, i dotyczy do zarówno sektora przemysłu, jak i usług. Taka sytuacja może okazać się hamulcem rozwoju gospodarczego. Politycy podkreślają, że przed zniesieniem barier należy rozwiązać kwestie zapewnienia w Niemczech płacy minimalnej. Jednak naszym zdaniem należałoby zacząć przynajmniej częściowo otwierać rynek pracy przede wszystkim dla absolwentów szkół wyższych z nowych krajów członkowskich. Takich wykwalifikowanych ludzi potrzebują nasze firmy. Są oni dobrze opłacani w całej Europie, dyskusja o płacy minimalnej ich raczej nie dotyczy.