Sprawa wyszła na jaw, bo kobieta trafiła z krwotokiem do szpitala. Lekarze od razu zorientowali się, że pacjentka musiała niedawno urodzić dziecko. Ale 25-latka nie chciała powiedzieć co stało się z jej maleństwem. Jej zachowanie wskazywało, że jest w szoku. Opowiadała niestworzone historie. Przekonywała, że zupełnie nie widziała, że była w ciąży. Trudno w to uwierzyć, skoro kobieta wychowuje 2,5-letnie dziecko.
Policjanci mając bardzo skąpe informacje, przez całą noc z środy na czwartek, poszukiwali w mieście wszystkie śmietniki, skwery i zakamarki, aby odnaleźć noworodka. Kiedy natknęli się na maleństwo w kontenerze przy ul. Herbowej (na osiedlu w pobliżu bloku, w którym mieszkała matka) na pomoc było już za późno. Dziewczynka nie żyła.
Prokuratura kobiecie jeszcze nie przedstawiała żadnych zarzutów. Na razie lekarze, ze względu na stan pacjentki, nie pozwalają jej przesłuchać. Mąż 25-latki zeznał, że nic nie wiedział o ciąży, ani o porodzie. Długo pracował za granicą. Nie było go w domu, w momencie kiedy rodziło się dziecko. Policja ustaliła, że poród odbył się w mieszkaniu. Kobieta potem zatarła wszystkie ślady i pojechała pod Lublin do rodziców. Tam źle się poczuła. Przyjechał po nią mąż i przywiózł do szpitala.
Dziecko urodziło się żywe, ale matka nie dała mu żadnych szans. Zawinęła maleństwo w koc, wyrzuciła do śmietnika i przysypała odpadkami, tak aby się udusiło. Prokuratura ujawniła, nowe szokujące fakty w sprawie martwego noworodka znalezionego w czwartek w Lublinie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama