Historię Ewy Trautman opisała "Gazeta Wyborcza". Gdy pacjentka trafiła na oddział ratunkowy do szpitala, była jeszcze przytomna. Po godzinie lekarze stracili z nią kontakt, wykonano tomografię, ale przez weekend nie było radiologa, który by opisał zdjęcia. Pacjentka zmarła.
Minister zdrowia zapowiedziała w czwartek w Olsztynie, że do szpitala skieruje kontrolerów z departamentu kontroli i nadzoru ministerstwa zdrowia. Dodała, że wystąpiła także do prezesa NFZ, by ten sprawdził, czy placówka realizowała zgodnie z planem kontrakt zawarty z funduszem. Podkreśliła, że jeśli nie był on prawidłowo realizowany, zostaną wyciągnięte stosowne konsekwencje. Szefowa resortu dodała, że wystąpiła także do samorządu lekarskiego, który ma sprawdzić, czy nie doszło do zaniechania ze strony personelu placówki.
Środowa "GW" napisała, że Ewa Trautman po tym, jak trafiła do Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie, miała wykonywaną w piątek i sobotę tomografię. Ponieważ nie było w placówce radiologa, nie miał kto opisać zdjęć. Dyżurująca młoda lekarka zadzwoniła do prof. Jerzego Jurkiewicza, którego szpital zatrudnia jako konsultanta. Ponieważ był poza Warszawą, zdjęcia z tomografu lekarka przesłała przez telefon komórkowy - pisze "GW". W kolejnych dniach diagnoza pacjentki zmieniała się kilkakrotnie. Jej mąż przewiózł kobietę do szpitala MSWiA, ale nie udało się jej uratować.
W czwartek "GW" opisała kolejny przypadek śmierci pacjenta w Szpitalu Czernikowskim, który trafił na oddział przed weekendem, a po tomografii głowy nie miał kto podczas wolnych dni opisać zdjęć, ponieważ nie było radiologa. W kolejnych dniach stan mężczyzny pogarszał się. Trafił do innego szpitala - na Lindleya i do dziś pozostaje w śpiączce.
Jak podaje "GW", zgodnie z rozporządzeniem resortu zdrowia oddziały ratunkowe muszą mieć obecnych stale radiologów.