Za przyjęcie polskiego tupolewa na lotnisko Siewiernyj odpowiadało dwóch wojskowych. "To byli tzw. kierownicy lotów, a nie osoby posiadające uprawnienia kontrolerów" - mówi "Faktowi" gen. Czaban.
Dodaje on, że wojskowi powinni mieć aktualne certyfikaty poświadczające ich uprawnienia oraz informacje o tym, w jakich sposób byli szkoleni.
"Dokumenty te powinny być wydane przez Wojskowa Służbę Ruchu Lotniczego Federacji Rosyjskiej" - pisze "Fakt".
"Takich dokumentów nie było" - potwierdza poseł Jerzy Polaczek z sejmowej podkomisji ds. lotnictwa, wyjaśniającej przyczyny katastrofy smoleńskiej.
"Okazuje się, że wojskowi z Siewiernego od dłuższego czasu pracowali w innej jednostce wojskowej, a uprawnienia do sprowadzania samolotów po pół roku wygasają i muszą być odnawiane. Według naszych informacji, obaj wojskowi sprowadzający polską maszynę podczas przesłuchań przed prokuratorami nie odpowiedzieli na pytania o kwalifikacje i aktualne certyfikaty dopuszczenia do pracy w wieży kontroli lotów" - czytamy w "Fakcie".