Jak poinformowano PAP w środę rano w szpitalu przy ul. Spornej w Łodzi, we wtorek obu chłopcom zmieniono opatrunki. Lekarze podjęli też próbę wybudzenia ze śpiączki farmakologicznej młodszego z braci, ale na razie się to nie udało - wybudzanie chłopca trzeba było przerwać, bo jego organizm źle zareagował na odstawienie leków przeciwbólowych.
"Drugi z chłopców ma zapalenie płuc. W związku z tym nadal obaj pozostaną na respiratorze" - powiedział PAP ordynator oddziału intensywnej terapii szpitala prof. Andrzej Piotrowski.
Zdaniem lekarzy stan zdrowia chłopców jest ciężki, ale stabilny i poprawia się; ich wybudzenie to kwestia kilku najbliższych dni.
Do wypadku doszło w ubiegły czwartek w Skierniewicach. 25-letnia kobieta, która przyjechała odebrać ze szkoły córkę, pozostawiła w aucie dwóch synów w wieku dwóch i czterech lat. Kiedy wróciła, zobaczyła dym i płomienie wewnątrz samochodu.
Nieprzytomnych chłopców z objawami zaczadzenia i poparzeniami przetransportowały do łódzkiego szpitala przy ul. Spornej śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Dzieci mają poparzenia twarzy i górnych dróg oddechowych. Przebywają na oddziale intensywnej terapii, są w stanie śpiączki farmakologicznej i podłączeni do respiratorów. Podawane są im leki uspokajające i przeciwbólowe. Według lekarzy, czeka ich długie i skomplikowane leczenie; w tym przeszczepy skóry.
Przyczyny i okoliczności pożaru w samochodzie wyjaśnia prokuratura. Ze wstępnych ustaleń wynika, że doszło do zaprószenia ognia wewnątrz samochodu, prawdopodobnie na tylnej kanapie auta za fotelem kierowcy. Na podłodze pomiędzy przednimi a tylnymi siedzeniami znaleziono zapalniczkę. Prokuratura czeka na opinię biegłego ds. pożarnictwa i mechaniki samochodowej. Przesłuchano świadków, w tym matkę dzieci. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów.