Sąd docenił stopień winy oskarżonego jako wysoki, ale nie najwyższy z możliwych. Uznał, że Robert M. działał w sposób nagły, nie planował zbrodni, nie jest osobą bardzo zdemoralizowaną.
Jan G. zginął w nocy 28 października 2009 roku w swoim mieszkaniu, po tym, jak wnuk co najmniej osiem razy uderzył go młotkiem w głowę. Stało się to podczas awantury o to, że chłopak zabrał dziadkowi kartę bankomatową i wypłacił pieniądze. Po zabójstwie wnuk poszedł do salonu gier i na dyskotekę. Następnego dnia rano wrócił na miejsce zbrodni i podpalił mieszkanie. Robert M. przyznał się do winy.