Andrzej Gąsiorowski, były szef Art-B, chce wrócić do Polski - twierdzi "Newsweek". Jego adwokat złożył już wniosek o umorzenie śledztwa. Tymczasem prokuratorzy ani myślą rezygnować ze sprawy. "Dotychczas przedawnił się tylko jeden jego czyn. Większość pozostałych przedawni się dopiero w 2016 roku" - wyjaśnia "Newsweekowi" Sławomir Modliński z Departamentu Współpracy Międzynarodowej w Prokuraturze Generalnej. Dlatego śledczy ostrzegają, że gdy tylko Gąsiorowski pojawi się na Okęciu, od razu zostanie zatrzymany.
Tymczasem sam Gąsiorowski twierdzi, ze jest niewinny. "Firma Art-B działała w sumie niecałe dwa lata, jej likwidacja trwa już prawie 20 lat z perspektywą na dalsze dziesięciolecia. Z tego wynika, że najbardziej atrakcyjnym, bezpiecznym i intratnym zajęciem byłoby zostanie likwidatorem cudzego majątku lub firmy. Jak widać, taka posada gwarantuje brak konieczności konstruktywnego działania, nieograniczone źródło osobistych dochodów i całkowity brak ryzyka. Za zaniedbania i błędy jest się ściganym przez wymiar sprawiedliwości przez ponad 20 lat, gdy firmę się stwarza i rozwija" - mówi "Newsweekowi". Grozi też, że jeśli zarzuty nie będą umorzone, to poda Polskę do sądu w Strasburgu.