Do zajścia doszło w niedzielę, po godzinie 15. Ekipa Polsatu przygotowywała się do relacji z marszu matek z dziećmi, które domagają się zniesienia barier architektonicznych.
Po nagraniu operator kamery i dziennikarz wrócili do studia, ale przy placu Mickiewicza został wóz satelitarny Polsatu z technikiem i inżynierem w środku. W pewnym momencie przy aucie pojawiła się grupa trzech mężczyzn i kobieta.
"Krzyczeli Lech Poznań!>. Podeszli do wozu i zaczęli okładać go pięściami. Potem chwycili za nadkola i kołysali wozem, próbując przewrócić. Wtedy wyskoczyłem z szoferki, inżynier został w wozie" - opowiada "Gazecie Wyborczej" technik Polsatu, który chwilę potem otrzymał cios pięścią w twarz.
Jeden z napastników miał krzyczeć, ze go dobiją, a z ust drugiego płynęły inwektywy. "Ty ch... z Polsatu!" - krzyczał do napadniętego mężczyzny.
Bity pracownik Polsatu usłyszał też, że bandyci spalą wóz satelitarny.
"Powiedzieli mi, że mnie zabiją, jeśli się odezwę. Na chwilę straciłem przytomność" - mówi technik stacji telewizyjnej.
Gdy napastnicy oddalili się, pracownik Polsatu zadzwonił na policje. Funkcjonariusze, którzy zjawili się na miejscu po kilku minutach, zatrzymali bandytów, którzy szli w kierunku Starego Miasta. Dwaj z nich trafili do izby wytrzeźwień, bo byli pijani.
"Wiemy od naszego pracownika, że napastnicy identyfikowali się z Lechem Poznań, ale na razie traktujemy to jako wybryk chuligański" - mówi rzecznik prasowy Telewizji Polsat, Tomasz Matwiejczuk.
Policja sprawdza, czy napastnicy są rzeczywiście kibolami poznańskiego Lecha. Mają oni już postawione zarzuty w związku z napaścią. Grozi im do pięciu lat więzienia.
To kolejna napaść na przedstawicieli mediów. 11 listopada spalono wóz satelitarny TVN24, uszkodzono też pojazdy Polsatu i Superstacji.