Wyrok był zgodny z wnioskiem prokuratury i bliskich ofiary. Obrona zapowiedziała złożenie apelacji. Jeśli wyrok zostałby utrzymany w sądzie apelacyjnym, Jonasz S. o przedterminowe zwolnienie mógłby ubiegać się po 25 latach pozbawienia wolności.

Reklama

Do zabójstwa - o którym szeroko pisała prasa - doszło 15 lutego 2009 r. Tego dnia wieczorem Barbara Z., która według mediów miała się trudnić prostytucją, weszła do mieszkania wynajmowanego przez Jonasza S. w centrum Warszawy przy ul. Chłodnej. Gdy przez dłuższy czas nie wychodziła i nie odbierała telefonu, taksówkarz, który czekał na nią przed blokiem, zaalarmował policję.

Policjanci, którzy zjawili się na miejscu, próbowali wejść do mieszkania na pierwszym piętrze. Wynajmował je od dwóch tygodni niedoszły student (jak ustaliły media, mimo że zdał na jedną z uczelni, nie rozpoczął nauki) pochodzący z Wyszkowa.

Funkcjonariuszom nikt nie otwierał, słychać było jednak odgłosy dobiegające z wnętrza. Na miejsce wezwano więc straż pożarną. Gdy policjanci i strażacy po drabinie weszli do lokalu, przebywający tam Jonasz S. zapewnił ich, że nic się nie stało, po czym próbował uciec. Został zatrzymany przez funkcjonariuszy czekających na zewnątrz mieszkania. W łazience policjanci odkryli natomiast poćwiartowane zwłoki kobiety. Jak ustalono, ofiara została najpierw uduszona metalowym łańcuchem.

Reklama

Pierwszy proces w tej sprawie toczył się przed Sądem Okręgowym w Warszawie od marca do maja zeszłego roku. Sąd uznał wtedy Jonasza S. za winnego nieudzielenia kobiecie pomocy po utracie przez nią przytomności, a następnie dokonania zabójstwa poprzez uduszenie. Jonaszowi S. wymierzono wtedy wyrok 15 lat więzienia z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po 10 latach.

Od wyroku odwołali się oskarżyciele. Warszawski sąd apelacyjny w listopadzie 2010 r. uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Powodem uchylenia były "błędy w ustaleniach faktycznych" i wady w uzasadnieniu pierwszego wyroku. Ponowny proces ruszył w połowie kwietnia.

Ze względu na drastyczne szczegóły oba procesy odbywały się z wyłączeniem jawności. Sądy utajniły także ustne uzasadnienia wyroków. O prowadzenie sprawy za zamkniętymi drzwiami wnosiło od samego początku zarówno oskarżenie jak i obrona - sąd uznał, że "jawność rozprawy mogłaby obrażać dobre obyczaje ze względu na przedmiot postępowania".

W piątek sąd nie wziął pod uwagę jako okoliczności łagodzącej młodocianego wieku sprawcy - w chwili popełnienia zbrodni nie ukończył on 21 lat, a w czasie orzekania w pierwszej instancji 24 lat. Sąd miał też uznać, że zbrodnia została popełniona "w zamiarze bezpośrednim".