Według aktu oskarżenia lekarz wiedział o zmianach w nerkach dawcy, a mimo to zakwalifikował je do przeszczepu. Sąd Rejonowy Lublin-Zachód uznał, że Andrzej P. wykonywał swoją pracę z należytą starannością, zdecydował o dodatkowych badaniach i nie ma związku między jego postępowaniem a zachorowaniem osób, którym przeszczepiono nerki.

Reklama

Pomimo tego, że decyzja musiała być podjęta szybko, lekarz starał się zrobić więcej niż od niego oczekiwano. Swoje działania podjął ze wszelką starannością, jakiej się oczekuje od lekarza - powiedział, uzasadniając orzeczenie, sędzia Marcin Protasiewicz.

Był to już drugi proces w tej sprawie. W listopadzie 2010 r. lubelski sąd rejonowy uznał Andrzeja P. winnym i skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i dwa tysiące złotych grzywny. Ten wyrok uchylił sąd okręgowy i skierował sprawę do ponownego rozpoznania.

Proces 70-letniego Andrzeja P., będącego obecnie na emeryturze, dotyczy przeszczepów nerek, w czerwcu 2005 r. pobranych od 19-letniego dawcy. Oskarżony był wtedy koordynatorem ds. transplantacji w Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie. Zakwalifikował nerki do przeszczepu, mimo że doraźne badania wycinków grasicy pobranych od dawcy wskazywały na możliwość zainfekowania jego organizmu komórkami nowotworowymi.

Badania te wskazywały na zainfekowanie komórkami grasiczaka. Późniejsze badania genetyczne i molekularne, przeprowadzone po przeszczepach, wykazały, że nie był to nowotwór grasicy, ale chłoniak, który spowodował u pacjentów białaczkę limfoblastyczną - chorobę nowotworową krwi.

Andrzej P. wyjaśniał, że podczas pobierania narządów od dawcy lekarze widzieli zmiany w grasicy. Na jego wniosek zdecydowano o dodatkowych badaniach tkanek, choć nie było takiego wymogu; nie uzyskał informacji, że nerki są zarażone nowotworem złośliwym