Nawet 23 tysięcy może sięgać liczba osób oszukanych przez serwisy 66Procent.pl i pilkasklep.pl, za którymi prawdopodobnie stoją te same osoby. Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Płocku i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKIK). Nie pamiętam, czy była większa tego typu sprawa w historii - mówi Iwona Śmigielska-Kowalska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Płocku. Do instytucji zgłosiło się już kilkaset pokrzywdzonych, także z zagranicy, i cały czas ich przybywa.

Reklama

66Procent.pl to sklep internetowy, który oferuje ubrania znanych marek nawet o 80 proc. taniej. Można w nim kupić na przykład koszule Armaniego za 150 zł czy płaszcze Zary przecenione z 550 na 179 zł. Na stronie serwisu widnieje informacja, że towary te importowane są bezpośrednio z azjatyckich fabryk, które je produkują, dzięki czemu w ich cenę nie są wliczane koszty pośredników.

Serwis zadebiutował na polskim rynku we wrześniu wielką kampanią reklamową na największych polskich portalach. Jednak już po paru tygodniach od konsumentów zaczęły płynąć skargi. Z doniesień prokuratury wynika, że połowa poszkodowanych wcale nie otrzymała towaru, a pozostali klienci, zamiast ekskluzywnych ubrań, otrzymali chińskie podróbki. Z kolei pilkasklep.pl, który już nie istnieje, zaczął działać przed euro 2012. Oferował oryginalne koszulki piłkarskie, a zakupy w nim zrobiło kilka tysięcy osób. Do większości z nich zamówione towary nie dotarły.

Właścicielem 66Procent.pl jest spółka Japan Style Pvt Ltd., zarejestrowana na Malediwach. W Polsce działa tylko biuro obsługi klienta, przyjmujące zamówienia.

Gwarancje jakości oraz oryginalności towaru zapewniają nasi partnerzy i to po ich stronie leży posiadanie zgody na sprzedaż - zapewnia Zbigniew Krajewski, polski przedstawiciel sklepu. Jednak znane marki stanowczo odcinają się od współpracy ze sklepem. Po interwencji sieci Zara, jej produkty zniknęły z oferty oszusta. Lacoste wydało oświadczenie, w którym zapewnia, że nie udzieliło licencji na zakup swoich towarów przez Internet.

Prokuratura na razie nie postawiła w tej sprawie żadnych zarzutów. Wielu klientów, chcąc zaoszczędzić sobie fatygi, nie zgłasza sprawy, wolą przeboleć utratę pieniędzy. Zresztą nawet ci, którzy sprawę zgłosili, mają niewielką szansę na ich odzyskanie.

Umowa sprzedaży zawierana jest ze spółką na Malediwach. Na odzyskanie pieniędzy nie widzę dużych szans (...) koszty takiego postępowania mogą się okazać znacznie większe niż 100-200 zł wydane na zakupy w tym sklepie - mówi dr Marek Koenner, radca prawny kancelarii Koenner w Gdyni.