W aglomeracji katowickiej na tory nie wyjechało rano 49 tramwajów. Od godziny 4.15 jeżdżą już normalnie. To jednak dopiero początek strajku generalnego na Śląsku. Do godziny 10 strajkować mają m.in. koleje, zakłady przemysłowe i oświata. Stanąć na dwie do czterech godzin może w sumie 600 zakładów pracy.
Bezpośrednim powodem strajku jest fiasko negocjacji ze stroną rządową, dotyczących realizacji postulatów Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego.
Związkowcy chcą, aby rządzący wycofali się ze zmian w kodeksie pracy. Zakładają one m.in. wydłużenie okresów rozliczeniowych czasu pracy do 12 miesięcy i ograniczenie wysokości wynagrodzenia przysługującego za pracę w godzinach nadliczbowych.
Do akcji protestacyjnej przyłączyli się reprezentanci niemal wszystkich związków zawodowych, między innymi pracownicy służby zdrowia, oświaty, górnictwa, hutnictwa, energetyki, ciepłownictwa i kolei. Dominik Kolorz, przewodniczący Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności zapewnił w rozmowie z Radiem Katowice, że akcja protestacyjna została przygotowana w sposób najmniej uciążliwy dla mieszkańców regionu. Wyraził także nadzieję, że po zakończeniu strajku strona rządowa zasiądzie do ponownych rozmów ze związkowcami.
Jak informują związkowcy, strajkom w zakładach pracy będą towarzyszyć pikiety i demonstracje, które odbędą się w sześciu miastach - w Katowicach, Jastrzębiu-Zdroju, Rybniku, Siemianowicach Śląskich, Świętochłowicach i Sosnowcu.
Związkowcy będą także pikietować przed urzędami wojewódzkimi w całym kraju. Cała akcja strajkowa zakończy się o godzinie 10 rano.