Jeżeli samochód jadący z nadmierną prędkością, po ciemku, po śliskiej jezdni, wyrżnął w drzewo, to przede wszystkim bada się dlaczego wyrżnął w drzewo, a nie czy była bomba podłożona pod ten samochód - mówi w rozmowie z TOK FM profesor Marek Żylicz. Jego zdaniem, nawet jeśli komisja Millera popełniła drobne błędy podczas wyjaśniania przyczyn katastrofy, to nie dyskredytuje to raportu.

Reklama

Zasadnicze przyczyny są oczywiste, znane od początku, wszystkie błędy są dokładnie opisane i udokumentowane, jest tylko kwestia tych ostatnich sekund - czy był zamach czy nie. Na samym początku, może nie trotylu, ale sprawa wybuchu była wyeliminowana - tłumaczy profesor Żylicz. Naukowiec uważa, że nawet gdyby nie było wybuchu, to przez błędy, które spowodowały, że tupolew leciał za nisko i za szybko schodził, to i tak musiał się rozbić.