Antoni Macierewicz stwierdził dzisiaj, że kontrowersyjne zdjęcie pochodzi z raportu Tatiany Anodiny, przewodniczącej rosyjskiego MAK.
Sytuacja, w której pan Lasek donosi na panią Anodinę jest sytuacją korzystną. Szkoda, że tak późno i szkoda, że wplątał w to profesora Biniendę - powiedział w Sejmie Antoni Macierewicz. Poseł PiS dodał także, że pewnie wcześniej Maciej Lasek się tym nie zajmował i nie zna się na tym.
A oto odpowiedź Macieja Laska.
Poseł Antoni Macierewicz po raz kolejny celowo wprowadza opinię publiczną w błąd - w raporcie MAK nie ma takiego zdjęcia - czytamy w specjalnym oświadczeniu. Jednocześnie Maciej Lasek pisze, że kierowany przez niego zespół podtrzymuje zarzuty dotyczące posługiwania się sfałszowanym zdjęciem przez eksperta Macierewicza
Zespół Macieja Laska poprosi śledczych, by przyjrzeli się sprawie sfałszowanego zdjęcia. W odpowiedzi Antoni Macierewicz mówił wczoraj, że prokuratorzy powinni zająć się rządowym zespołem ekspertów.
>>>Czytaj także: To rosyjski bloger przerobił zdjęcie skrzydła rozbitego tupolewa
Komentarze(166)
Pokaż:
współorganizator wraz z ARABSKIM Tomaszem wizyty śp PREZYDENTA prof Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku 10-04-2010 ale także jedyny ze słuzb obecny w czasie zamachu na placu Św Piotra na błogosławionego JANA PAWŁA IIw dn 13-05-1981agent Tomasz Turowski stał się posiadaczem luksusowego apartamentu w centrum Moskwy i… limuzyny z kierowcą oddanej mu do dyspozycji przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Z apartamentu (i limuzyny) korzystają już także trzy panie de Dios de Dios Turowskie. Tomasz Turowski to ten sam, któremu powierzono, wraz z urzędnikami MSZ mającymi podobne – delikatnie mówiąc – jak on podejrzane kontakty z Rosjanami, kluczowe zadanie organizacji wizyty Ś.P. Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, które – jak wiemy – udało mu się znakomicie. W świetle tej informacji dobrze widać, że powierzenie organizacji wizyty byłemu komunistycznemu szpiegowi nie było przypadkowe. Jak i sprawą przypadku nie było przywrócenie go dwa miesiące przed katastrofą do pracy w AW i zatrudnienie w MSZ. Najwyraźniej też widać, że Turowski nie działał w próżni. W inny sposób i najkrócej powiedzieć można: krzątając się wokół wizyty i w ogóle stosunków z Polską Федеральная служба безопасности zadbała, by zajmowali się tym ludzie, najoględniej rzecz ujmując, bardziej lojalni wobec Moskwy niż Warszawy.
Kiepsko mają się sponsorzy Turowskiego. W Agencji Wywiadu przyłapano generała Macieja Hunię, nerwowo i ukradkiem usuwającego karty z teczki operacyjnej Turowskiego (a było ich co najmniej sztuk osiemdziesiąt!) po otrzymaniu raportu o nowym, nadanym przez FSB adresie Turowskiego. Niszczył ślady przestępstwa? Nikt inny bowiem jak on nie przywrócił Turowskiego do pracy w AW (wcześniej, w 2005 r. Zbigniew Nowek spowodował pożegnanie się Turowskiego, i to w ekspresowym tempie, ze służbą w wywiadzie). Także sponsorzy Turowskiego w MSZ przeżywają trudne i stresujące momenty. W jego przywrócenie do pracy w dyplomacji mocno zaangażował się Radek Sikorski. Znajomości tej, co prawda, wypiera się. Nie jest jednak w stanie wymazać ze swych „operacyjnych” rejestrów tajemniczych kontaktów z kolegium jezuickim w Rzymie, w którym „działał” w 1984 r. as PRL-owskiego wywiadu. A wiedzieć trzeba, że w tym samym czasie przez kilkanaście miesięcy jako młody człowiek, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, Sikorski przebywał w Rzymie i że fakt ten, też jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, nie widnieje w żadnym oficjalnym życiorysie ministra. Sikorski i Turowski pozostają ciągle w dużej zażyłości – mówią nasi informatorzy w MSZ. Przypominają też, że w 15 minut po katastrofie smoleńskiej to z Turowskim kontaktował się nasz ulubiony minister w rządzie Tuska. Sam agent „Orsom” twierdzi z kolei, że proponowano mu stanowisko zastępcy Sikorskiego oraz że gościł go w Moskwie, gdy Anna Applebaum zbierała materiały do swej książki „Gułag”. Jakby tego było mało, Sikorski rozważał kandydaturę Turowskiego na stanowisko ambasadora RP w Moskwie. Przy czym koronnym argumentem na korzyść tego ostatniego miały być jego świetne kontakty towarzyskie i polityczne wśród rosyjskich elit władzy (sic!). Także Władysław Bartoszewski (obecnie minister od zagranicy w Kancelarii Tuska) przejawiał zadziwiająco dużą słabość do ludzi „mających świetne kontakty towarzyskie i polityczne wśród rosyjskich elit władzy”. To dzięki niemu ów demoniczny osobnik został ambasadorem na Kubie. Gdy rekomendował go na to stanowisko w Sejmie, wypaplał: Był wysoko oceniany przez naszych rosyjskich partnerów, o czym wiem drogą nieoficjalną.
„Odnosi się wrażenie, że na lotnisku nie pracowały żadne służby kierowania lotami. Faktycznie sytuacja może byłaby bezpieczniejsza, gdyby ich nie było”.
(…) Osoby odpowiedzialne w Moskwie nakazały służbom kierowania lotami lotniska Smoleńsk „Północny” sprowadzenie samolotu Tu-154 M do lądowania pomimo wielokrotnych monitów w tym zakresie kierownika lotów i wiedzy, że warunki na lotniku są wielokrotnie niższe niż minimalnie dopuszczalne do lądowania tego typu samolotu i bezpieczne lądowanie jest praktycznie niemożliwe. (…)
(…) zbyt późne podanie komendy „Horyzont” uniemożliwiło załodze bezpieczne wyprowadzenie samolotu do lotu poziomego i było jedną z przyczyn katastrofy (…)
Natychmiast do akcji dyskredytowania ekspertów z komisji Macierewicza artykułem „Jak eksperci Macierewicza skompromitowali się w prokuraturze” przystąpiła „Gazeta Wyborcza”, w której znany cyngiel w spódnicy, Agnieszka Kublik, powołała się, co już staje się nudne, na anonimowych rozmówców, tym razem „adwokatów części rodzin” i wykorzystała kontrolowane przecieki z prokuratury wojskowej.
Nie zagłuszą tym jednak podstawowych pytań.
Kto lub co wpłynęło tak mocno na Edmunda Klicha, że później zmienił zdanie oraz dlaczego komisje MAK i Millera wyraźnie zignorowały niewygodne dla strony rosyjskiej wnioski jedynego polskiego przedstawiciela przy MAK? Dlaczego ukryto raport Klicha? Co Prokurator Generalny Andrzej Seremet zrobi z prokuratorami wojskowymi, którzy łamiąc prawo, współpracują z „Gazetą Wyborczą”, ujawniając jej tajemnice śledztwa, uczestnicząc tym samym w akcji dezinformacyjnej przeprowadzanej w interesie wrogiego nam państwa?
Kiedyś też Wolna Polska wyjaśni, dlaczego „wiodące polskie media” i „najwyżej cenieni dziennikarze” stali się adwokatami tych, którzy wymordowali nasze elity.
Mord dokonany na księdzu Popiełuszce w październiku 1984 roku oraz zabójstwa księży Niedzielaka, Zycha i Suchowolca, do jakich doszło w cieniu obrad okrągłego stołu, to zbrodnie założycielskie III RP, których następstwem był cyrograf podpisany między prawdziwym katem a sprytnie wyselekcjonowaną „ofiarą”.
Przez całe trwanie PRL-u panowało milczenie na temat 17 września 1939 roku i krwawej ofiary sowieckiej agresji, której tragicznym skutkiem była likwidacja polskich elit, co z kolej zmusiło okupanta do ukrywania prawdy i propagowania przez dziesięciolecia tak zwanego kłamstwa katyńskiego.
„Żeby Kwaśniewski mógł brylować, czy żeby Michnik mógł być uważany za geniusza, trzeba było najpierw Katynia, Kołymy, Palmir, Auschwitz – rzezi polskich elit. Bo na bezrybiu i rak ryba” – powiedział Polak, historyk i jednocześnie amerykański profesor, Marek Jan Chodakiewicz.
Właściwie w tym jednym zdaniu zawiera się cała diagnoza śmiertelnej choroby, która doprowadziła Polskę do dzisiejszego stanu.
Niemieccy i sowieccy okupanci wiedzieli doskonale, że sama likwidacja elit to nie wszystko. Trzeba jeszcze na podbitych terenach prowadzić taką przemyślną politykę, aby te prawdziwe elity nie miały już nigdy szansy się odrodzić zaś w ich miejsce ustanowić „elity” mianowane, służalcze wobec okupantów, które ich niszczycielską dla tkanki narodowej działalność będą niejako firmować i sprzedawać tubylcom jako przejaw nowoczesności i postępu.
I tak w III RP antypolską politykę prowadzi dzisiaj upozowane na światłych Europejczyków pierwsze i drugie pokolenie tych, których protoplaści przybyli na nasze ziemie w szpiczastych czapkach budionówkach, kufajkach, wyplatanych z łyka łapciach i walonkach, z których wystawała słoma.
Smoleńsk dla dzisiejszych włodarzy Polski jest tym samym, czym Katyń był dla zainstalowanych nad Wisłą sowieckich namiestników, dlatego nie dziwmy się ich poczynaniom i temu, że często te „elity” reprezentowane są bezpośrednio przez synów, córki, wnuków i krewniaków dawnych „utrwalaczy władzy ludowej”.
Smoleńskie kłamstwo to być albo nie być dla systemu III RP, gdyż ten chory twór nie powstał, jak chce się nam wmówić, na gruzach pokonanego przez „Solidarność” komunizmu, ale to właśnie komunizm przepoczwarzył się w III RP, grzebiąc znowu na długie lata niepodległościowe aspiracje Polaków.
Polski żywioł jednak okazuje się być dla okupanta nadal groźny i nieobliczalny, a smoleńskie kłamstwo nie ma szans ostać się tak długo, jak katyńska zmowa milczenia.
Dlatego do symbolu urasta ostatnia rozpaczliwa próba zdychającego systemu i jego atak na elitę naukową narodu, często mieszkającą już poza granicami naszego kraju, która odważnie i bez żadnego respektu dla bękartów okrągłego stołu postanowiła wyjawić światu prawdę o kolejnej zbrodni na naszym narodzie dokonanej 10 kwietnia 2010 roku.
Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Agnieszka Kublik, autorka haniebnego paszkwilu, mającego skompromitować tych odważnych ludzi, którzy rzucili rękawicę zdrajcom Polski, przejdzie do historii nie tylko ze względu na treść swojego ataku utrzymanego w typowym stylu sowieckiej propagandy, ale przede wszystkim z powodu daty jego publikacji.
Oto Bóg odebrał rozum Czerskiej i zdradziecki atak znowu nastąpił dnia 17 września, tym razem 2013 roku.
Po raz kolejny wypada zacytować słowa śp. księdza Bronisława Bozowskiego:
Nie ma przypadków, są tylko znaki
ty wzorem Antka świra oszusta i kłamcy też jesteś użyteczna idiotka - agent KGB?