Ekspertów parlamentarnego zespołu do spraw katastrofy smoleńskiej bronił poseł Prawa i Sprawiedliwości, Joachim Brudziński. Powiedział, że zdjęcie, prawdopodobnie przerobione komputerowo przez rosyjskiego blogera, nie miało wpływu na ustalenia eksperta zespołu Macierewicza, profesora Wiesława Biniendy. Brudziński zarzucił też rządowej komisji, kierowanej przez Jerzego Millera, i zespołowi Macieja Laska, działającemu przy kancelarii premiera, że nie badały katastrofy, a prowadziły tylko działalność propagandową. Poseł oświadczył, że przyczyny katastrofy nie zostaną wyjaśnione, dopóki wrak prezydenckiego samolotu nie wróci do Polski.
Także zdaniem Ludwika Dorna z Solidarnej Polski, zespół Macieja Laska prowadzi działania propagandowe. Poseł powiedział, że zespołowi Macierewicza udało się podważyć część ustaleń komisji Millera. Jednak teraz eksperci Laska zdołali podważyć tezy zespołu sejmowego. Poseł powiedział, że spór wychodzi już "poza granice powagi". Wyraził przy tym żal, że w tej sytuacji jest praktycznie niemożliwe zorganizowanie debaty naukowców o Smoleńsku. Proponował to przewodniczący Polskiej Akademii Nauk, profesor Michał Kleiber. Zdaniem posła Dorna, tylko taka debata mogła "oczyścić pole sporu".
Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej odpowiedział, że to zespół Macierewicza zakłamuje sprawę katastrofy. Jego zdaniem powstał on tylko po to, aby negować ustalenia komisji Millera, fałszować rzeczywistość i budować mit smoleński. Dodał, że w marcowym numerze "Przeglądu Lotniczego" ukazał się artykuł prostujący wiele stwierdzeń zespołu Macierewicza.
Marek Sawicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego uznał, że sprawa sfałszowanego zdjęcia udowadnia, iż zespół Antoniego Macierewicza nie jest zespołem merytorycznym. - Czas najwyższy, aby swoje badania zakończyła prokuratura - dodał poseł PSL.
Artur Dębski z Twojego Ruchu uznał działania posła Macierewicza za skandaliczne. - To nie jest jego szaleństwo, tylko premedytacja i określone działanie, żeby osiągnąć korzyści polityczne - powiedział Dębski dodając, że to, co Macierewicz robi wobec katastrofy smoleńskiej, to skandal. - To jest niesamowite, że pan Antoni Macierewicz może przebywać w polskim Sejmie - dodał poseł Twojego Ruchu.
Macierewicza potępił też Jerzy Wenderlich z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Powiedział, że działania posła PiS zawsze kończą się awanturą. Dodał, że jeśli przy badaniu katastrofy, która była narodową tragedią, używa się sfabrykowanych zdjęć, to jest to policzek wymierzony ofiarom.
Henryk Wujec z Kancelarii Prezydenta podkreślił, że odpowiedzialność za działania Macierewicza ponosi Prawo i Sprawiedliwość. Dodał, że Macierewicz jest fanatykiem, który nie liczy się z faktami, jeśli nie są zgodne z jego wizją. Zdaniem Wujca, PiS poniesie konsekwencje popierania Macierewicza.
W środę przewodniczący zespołu smoleńskiego przy kancelarii premiera, Maciej Lasek, ogłosił, że jedno ze zdjęć, którym posługiwał się Wiesław Binienda, zostało sfałszowane komputerowo. Według telewizji TVN24, sfałszowane zdjęcie pochodzi z rosyjskiego bloga, którego autor twierdzi, iż w Smoleńsku doszło do zamachu.
Komentarze (497)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeCzemu pomawiany o rzekome fałszowanie zdjęć prof. W.Binienda znalazł się na celowniku propagandysty Laska?
Prof. Wiesław Binienda, blogerka Martynka i Marek Dąbrowski przedstawiają istotne fakty, zdjęcia.
Poznaj prawdę o ile łakniesz wiedzy.
- < Niezwykle ważny eksperyment. Prof. Binienda: "próbka duraluminium w czasie zderzenia nie rozpada się na odłamki. Dlaczego Tupolew się rozpadł?" (...) >
- < Prof. Binienda nokautuje jeden z "dogmatów" zespołu Laska. Znów rządowa kupa teorii okazuje się jedynie kupą bzdur >
- < Blogerka Martynka dla (...): „Afera zdjęciowa”, czyli ostatnia deska ratunku. ZOBACZ ZDJĘCIA I FILM! >
- < Dąbrowski o ostatnim ataku komisji Laska: "manipulacja, jakiej się dopuścili, powinna się skończyć w sądzie". (...) >
Oto mój raport, wersja 12.10 do wiadomości publicznej.
Wiemy już ze 10 kwietnia nie było awarii samolotu, nie wybuchła bomba termobaryczna, nie było meaconingu, nie było sztucznej mgły ani rozpylanego helu, feralna brzoza nie była specjalnie zasadzona przez Stalina, pilot znał prawidłowe ciśnienie na Siewiernym, nie było ruskiego magnesu, nie było dobijania rannych /przy przeciążeniu 100g w momencie katastrofy nie było żywych do dobijania/. Nie stwierdzono też przestrzelenia sterów samolotu przez Ruskich ani wywrócenia przez ruskie wojsko wraku Tupolewa do góry nogami. Wszystkie te tezy /czasami sprzeczne ze sobą/ lansowane przez pisowskie media i polityków w celu ukrycia prawdziwych przyczyn katastrofy i tumanienia ludzi, nie znalazły potwierdzenia w faktach. Był za to DURNONING. A wobec tej przypadłości medycyna jest bezradna.
Na życzenie Lecha Kaczyńskiego, który miał kłopoty z doświadczonym pilotem TU-154, nazwał go tchórzem, i ścigał go karnie i dyscyplinarnie za niewykonywanie jego poleceń podczas lotu / lot do Gruzji w 2008r/, samolotem dowodził młody, niedoświadczony kapitan. Po incydencie gruzińskim, na wniosek Kancelarii Prezydenta RP, wprowadzono do 36 pułku TAJNĄ INSTRUKCJĘ, że decyzja odejściu na lotnisko zapasowe może zapaść tylko za zgoda głównego pasażera. Gwarantowało to prezydentowi ze będzie bez przeszkód komenderował samolotem. Lechowi Kaczyńskiemu nie byli potrzebni w jego otoczeniu fachowcy ale ludzie bierni, mierni ale wierni /BMW/, również do kierowania samolotem! Na pokładzie nie było rosyjskiego lidera-nawigatora bo zrezygnowała z jego usług strona polska wystosowując formalne pismo do Rosjan że załoga zna rosyjski język i procedury. Nieoficjalnie wiadomo ze minister Szczygło komentował ze Rusek nie będzie mu się pętał po samolocie. Z pewnością trudno tez byłoby nim manipulować o czym min. Szczygło już nie wspomniał. Start zaplanowano na 0600, jednak kancelaria prezydenta, aby się lepiej wyspać, przesunęła go na 0700.
Kapitan Protasiuk początkowo odmówił startu, gdyż nie otrzymał ze stacji meteorologicznej wymaganej aktualnej prognozy pogody na obszar, ZAMKNIETEGO JUŻ OD PÓŁ ROKU,, PRYMITYWNEGO LOTNISKA POLOWEGO SMOLEŃSK PÓŁNOCNY. Ale cóż znaczy zdanie jakiegoś młodzika, choćby i kapitana samolotu wobec potęgi Lecha Kaczyńskiego i PiS? START BEZ TEJ PROGNOZY WYMUSIŁ DOWÓDCA SIŁ POWIETRZNYCH RP, PROTEGOWANY LECHA KACZYŃSKIEGO/wg klucza BMW/, GEN. BŁASIK i to on a nie dowódca samolotu zameldował prezydentowi o gotowości maszyny do startu. Ostatecznie samolot wystartował o 0727.
W trakcie lotu, kontroler z lotniska polowego Siewiernyj DWUKROTNIE, ZUPEŁNIE JEDNOZNACZNIE POINFORMOWAŁ ZAŁOGĘ, ŻE Z POWODU GĘSTEJ MGŁY NIE MA WARUNKÓW DO LĄDOWANIA i zasugerował jej udanie się na lotnisko zapasowe. Pilot powinien niezwłocznie to uczynić. Jednak, ZGODNIE Z NOWĄ TAJNA INSTRUKCJĄ, czekał na decyzje prezydenta – głównego fachowca lotniczego na pokładzie samolotu – poinformowanego o sytuacji /pośredniczył dyr. Kazana/. W tym czasie prezydent kontaktował się z bratem Jarosławem, również wielkim ekspertem lotniczym a w dodatku sprawującym niekonstytucyjną funkcję NADPREZYDENTA. Sprawa była poważna bo początek uroczystości w Katyniu i transmisje TV zaplanowano na 0930 i miał to jednocześnie być triumfalny początek kampanii wyborczej Lecha. Z pewnością nie mogła się ona rozpocząć od lądowania na lotnisku zapasowym w Witebsku lub Mińsku u Łukaszenki.
STRONA POLSKA ODMÓWIŁA KOMISJI MAK UDOSTĘPNIENIA ZAPISU TEJ ROZMOWY BRACI, FAKT TEJ ODMOWY JEST TEMATEM TABU W POLSKICH MEDIACH. KOMISJA MILLERA ZAŚ NIGDY NIE WYSTĄPIŁA O TEN ZAPIS.
Jaka była decyzja prezydenta możemy wywnioskować po obecności gen. Błasika w kokpicie i po tym ze pilot podjął próbę podejścia do lądowania aby zadowolić Prezydenta, który podejrzewał, że Ruscy kłamią z ta mgłą aby ośmieszyć wyprawę Lecha Kaczyńskiego i utrudnić jego reelekcję. Zresztą co znaczy jakaś głupia ruska mgła wobec potęgi Lecha Kaczyńskiego ? Jego odwagi i niezłomnej woli ?
Zgoda rosyjskiego kontrolera lotów obejmowała jednak tylko podejście na wysokość decyzji /100m/. Kapitan Protasiuk był jedynym członkiem załogi znającym język rosyjski i w końcowej fazie lotu był nadmiernie obciążony lądując przy niemal zerowej widzialności, prowadząc jednocześnie komunikację słowna z kontrolerem lotu na lotnisku Siewiernyj i zabawiając rozmową gen. Błasika. W rezultacie kpt. Protasiuk schodził ze zbyt dużą prędkością opadania – 8 m/s zamiast 4 m/s – a następnie nie widząc ziemi PRAWDOPODOBNIE chciał odejść na drugi krąg na automacie wciskając przycisk „odejście”. Jednak ten przycisk nie działał na lotnisku polowym bez systemu ILS o czym pilot /a także drugi pilot/ nie wiedział. Pierwszy raz w życiu podchodził do próbnego lądowania w warunkach niemal całkowitej mgły. Po co to robił ? Wiedział, ze jeśli nie podejmie tej próby, będzie ścigany karnie i dyscyplinarnie przez ekipę BMW Lecha Kaczyńskiego.
W tym momencie samolot znajdował się na wysokości 39 m nad poziomem lotniska a nie 100 m jak fałszywie informował kapitana nawigator mający nalot na TU-154 zaledwie kilkanaście godzin (jeden lot na Haiti i z powrotem). Przyczyną tego błędu było posługiwanie się wysokościomierzem radiowym a nie barycznym. Wszystkie te kardynalne błędy załogi to wynik zaniechania z powodów politycznych /nalegali na to nasi sojusznicy i przyjaciele z USA/ szkolenia pilotów TU-154 na symulatorze w Moskwie przez stronę polska. Kłamliwie tłumaczono to oszczędnościami. Szkoda że nasi troskliwi przyjaciele z USA nie podarowali nam amerykańskiego samolotu nie zafundowali pilotom szkolenia na swoich symulatorach aby zapewnić bezpieczeństwo swoich polskich przyjaciół, którzy tak ich słuchają we wszystkim. Ale to by kosztowało a dobre rady są za darmo. Załoga z niezrozumiałych powodów ignorowała też ostrzeżenia Terrain ahead/Ziemia z przodu/ i instrukcje alarmowa /do natychmiastowego wykonania!/ Pull up !/Ciągnij w górę!/ nadawane automatycznie kilkanaście razy (!), aż do momentu katastrofy, przez system TAWS. SYSTEM TAWS SYGNALIZOWAL NIEBEZPIECZNE OBNIŻENIE PUŁAPU SAMOLOTU, O BOMBIE NIE WSPOMINAŁ. Zapewne jednak ostrzeżeń tego urządzenia nikt nigdy nie słuchał i tak było i tym razem, Niewytłumaczalne, nawigator meldował coraz niższe wysokości samolotu nad ziemią – ostatnia 20 metrów a na załodze również nie robiło to żadnego wrażenia chociaż podobno odchodziła na drugi krąg. Czyżby jednak podchodzili do lądowania jak twierdzi MAK ? Kapitan w żadnym momencie nie poinformował kontrolera lotów czy chce lądować czy odchodzić na drugi krąg. Dopiero zobaczywszy drzewa na kursie, 6 sekund przed katastrofą, kpt. Protasiuk zorientował się że coś tu nie gra i podjął gwałtowną próbę ręcznego poderwania samolotu. Było już jednak za późno. Samolot /co słychać na nagraniach/ zaczął szorować kadłubem po koronach drzew /nasi eksperci od nagrań nazwali to „przesuwaniem się przedmiotów”, nie żartuję !/ i w końcu skrzydłem uderzył w brzozę.
Kontrolerzy z Siewiernego /było ich trzech/ zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa lecz nie mieli uprawnień aby zamknąć lotnisko przed zagranicznym samolotem z prezydentem na pokładzie. Kontaktowali się ze swoimi przełożonymi ale nie dostali jasnych instrukcji. Rosjanie – i ci w wieży kontrolnej i ci w Moskwie - wiedzieli, że odesłanie samolotu prezydenckiego L.Kaczyńskiego na zapasowe lotnisko, spowodowałoby skandal międzynarodowy – BOHATERSKI POLSKI PREZYDENT, KTÓREMU NIESTRASZNA MGŁA I PRYMITYWNE LOTNISKO, NIEDOPUSZCZONY NA UROCZYSTOŚCI KATYŃSKIE PRZEZ ROSJAN ! Był to zapewne scenariusz zapasowy Lecha i Jarosława Kaczyńskich, zgodnie z którym decyzja o nie lądowaniu na lotnisku Siewiernyj nie mogła wyjść ze strony samolotu. Jednak Rosjanie intuicyjnie nie wpisali się w niego. SAMI ZAŚ KACZYŃSCY NIE MIELI NAJMNIEJSZEGO POJĘCIA O ISTNIEJACYM RYZYKU. Nigdy nie nauczyli się odróżniać samolotu od taksówki a pilota od szofera. Ot, służba jaśniepaństwa po prostu.
Zamknięcie lotniska Smolensk Polnocny przez Rosjan pozostali przy życiu Lech Kaczyński, jego dworzanie i cały PiS z pewnością wykorzystaliby do antyrosyjskiej kampanii oszczerstw. Wszak kilkadziesiąt minut wcześniej znacznie mniejszy Jak-40 wylądował , w lepszych warunkach, choć poniżej wymaganego minimum i bez formalnej zgody z wieży kontrolnej (!). Dowódca nie rozumiał poleceń kontrolera /nie żartuję !/.
Generalnie zarówno załoga samolotu jak i kontrolerzy mieli do wyboru albo postępować racjonalnie i ponieść konsekwencje służbowe albo poddać się presji zadufanych w sobie ignorantów na najwyższych stanowiskach. Rezultat znamy.
Po katastrofie prezes i dożywotni właściciel PiS, a także były już nadprezydent Jarosław Kaczynski używa wszelkich wpływów zamazać wymowę oczywistych faktów i narzucić opinii publicznej kłamliwą wersję o spisku Tuska z Putinem i męczeńskiej śmierci prezydenta. Spisek, zwłaszcza ruski, dodaje powagi i sensu tym śmierciom, a brak szkoleń załóg na rosyjskim symulatorze w Moskwie z powodu zakazu z USA, brak doświadczenia i elementarne błędy załogi dobranej wg klucza BMW, niekompetencja i bezprawne naciski polskiego prezydenta, który nie miał zielonego pojęcia na co naraża siebie i innych, ujmują tej powagi i podkreślają że śmierć tych ludzi była bezsensowna. Gra PiSu toczy sie o odwrócenie uwagi od kompromitujących braci rzeczywistych przyczyn katastrofy i o nadanie rysu heroizmu śmierci Lecha Kaczyńskiego /poległ w historycznym Katyniu, z rąk Sowietów skumanych z Tuskiem!/, co wraz z Wawelem ma położyć podwaliny jego przyszłej legendy bohatera narodowego. Jeżeli fakty na to nie pozwalają to tym gorzej dla faktów. Dobrym przykładem jest tu raport A.Maciarewicza i jego pozbieranych za oceanem pseudoekspertów, który nie ma nic wspólnego z prawdą.
W telewizyjnych i radiowych studiach powinni gościć uznani naukowcy, cieszący się dobrą renomą eksperci, którzy merytorycznie uzasadniając swoje stanowisko, byliby w stanie rzetelnie, wiarygodnie przybliżyć odbiorcom stan badań nad przyczyną narodowej tragedii Polaków.
A co mamy od lat w mainstreamowych, prorządowych mediach? Manipulacje, kłamstwa, oczernianie parlamentarnej opozycji, prezentowanie POlityki miłości, w wydaniu choćby oszalałego Niesioła.
A w "Śniadaniu w Trójce" mieliśmy ostatnio typową ustawkę w proporcji: 5 do 1 (z prowadzącym 6 do jednego na korzyść oficjalnej załganej wersji smoleńskiej masakry; pseudodyskusję mającą uwiarygodnić i utrwalić w głowach Polaków smoleńskie kłamstwo.
Liczą się tylko fakty, a te wskazują na przestępstwo, wybuch na pokładzie tupolewa w locie, którego elementy, bardzo liczne odłamki doskonale są widoczne na zdjęciach satelitarnych wykonanych w następnych dniach po smoleńskim czynie terrorystycznym!!!
Przysłowiowym gwoździem do trumny oficjalnej Anodino-Millerowsko-Laskowej wersji przyczyny smoleńskiej "katastrofy" są ostatnie sensacyjne eksperymentalne wyniki ze zderzającymi się z dużą prędkością duraluminiowymi próbkami z metalową przeszkodą, osiągnięte przez uczelniany zespół prof. Wiesława Biniendy w jego laboratorium w Acron (również w ramach współpracy w Ohio State University, George Washintgon University), pośrednio dowodzą, że zbudowany z duraluminium rządowy tupolew w tych warunkach (prędkość, wysokość maszyny, rzekome uderzenie w podmokły grunt) nie mógł ulec pełnej destrukcji, pokawałkowaniu na tysiące drobnych elementów, odłamków rozrzuconych w promieniu aż 700 m!!
Badania Prof. Biniendy wskazały jednoznacznie, że nawet przy uderzeniu z prędkością o wiele większą niz miał tupolew nad Smoleńskiem - 300 m/s - duraluminium z ktorego są wykonane elementy samolotu nie rozpada się na kawałki, a jedynie się odkształca.
Słyszeliście o tym eksperymencie? Oczywiscie nie, bo tvn mówiło jedynie o zdjęciu.
Ale wynik eksperymentu jest - pracowala nad nim masa ludzi, nie tylko Polaków lecz Amerykanów - o tym sie mówi coraz głośniej na świecie - i nic tu nie zmienią prostackie sztuczki z manipulowaniem zdjęciami, rzekomo fałszowanymi przez prof. Biniendę, nic nie zmienią kłamstwa, jakie na temat naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym rzuci się do zaprzyjaźnionych mediów. Lasek zrobił kupę i coraz mocniej czuje jej zapach.