Człowiek jest człowiekiem od momentu poczęcia - Kościół katolicki od dawna twardo stoi na tym stanowisku. Ksiądz Mariusz, którego dziecko w 2011 roku przyszło na świat na parafii w poznańskim Junikowie, na pewno je znał. A jednak wezwał karetkę do swojej rodzącej partnerki dopiero wtedy, gdy stwierdził, że dziecko jest martwe - donosi "Głos Wielkopolski".

Reklama

Badająca sprawę prokurator próbowała ustalić, kiedy dziecko zmarło - czy jeszcze w łonie matki, czy już po jego opuszczeniu. Od tych ustaleń miał zależeć los księdza, ponieważ - jak tłumaczyła poznańska śledcza - nie wiadomo, czy dziecko w sensie prawnym było już człowiekiem, kiedy umierało. Jeśli byłoby, duchowny odpowiedziałby za nieudzielenie pomocy. Choć te tłumaczenia brzmią nieco absurdalnie, prokurator zasłaniała się dwoma orzeczeniami Sądu Najwyższego, według których ochronie z artykułu 160 kodeksu karnego podlega życie człowieka od chwili rozpoczęcia porodu - opisuje tę sprawę "Głos Wielkopolski".

Decyzję o umorzeniu podjęła prokurator prowadząca. Dokonała oceny dowodów i jest niezależna w swoich decyzjach - komentuje Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka poznańskiej Prokuratury Okręgowej.

Jeśli trzymać się litery prawa, to warto przypomnieć, że istnieje także artykuł 157 kodeksu karnego, w którym jest mowa o zagrożeniu zdrowia i życia dziecka poczętego. Dziecka, którego ojcem był ksiądz. Prokuratura stwierdziła jednak, że choć duchowny ze swoją partnerką nie chodził do lekarza w czasie ciąży i choć zdecydowali, że nie będą rodzić w szpitalu i nie wezwali karetki, gdy na plebanii zaczął się poród, nie można mówić, że chcieli narazić życie lub zdrowie dziecka.

Reklama

Co więcej, zdaniem śledczej, nawet jeśli by uznać, że dziecko żyło w momencie rozpoczęcia porodu, to i tak nie można mówić o przestępstwie. Według prokuratury zachowanie księdza było co najwyżej lekkomyślne. Dlaczego? Bo ksiądz nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń związanych z porodem - donosi "Głos Wielkopolski".

Sprawa została umorzona. Ksiądz Mariusz po ujawnieniu sprawy został zesłany za karę do klasztoru, potem przeniesiono go do jednej z parafii na Ukrainie. Teraz jest zawieszony w czynnościach duchownego.