Zaprzecza tym samym tezom Eugeniusza Iwanickieigo, który w swojej książce "Proces Szatana", sugerował, że Trynkiewiczowi ktoś pomagał.

Andrzej Matuszczyk w rozmowie z RMF FM przyznaje, że początkowo podejrzanym była osoba, która poinformowała o znalezieniu ciał dzieci w lesie.

Reklama

- Technika operacyjna nie była wtedy tak rozwinięta. Nie było komputerów, baz danych. Wtedy musieliśmy wszystko robić na pieszo, więc czas do uzyskania informacji był dużo dłuższy. Siłą rzeczy ten człowiek stał się jednym z wielu podejrzewanych, którzy mogli mieć związek z tą sprawą - wyjaśnia.

Ale dokładnie sprawdzono także jedynego kolegę Trynkiewcza. Jak się okazało miał niepodważalne alibi.

- Nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że mógł mieć wspólnika. Podejrzanym stał się ojciec, bo pojawiały się też pogłoski o tym, że Mariusz Trynkiewicz nie miał prawa jazdy. A w związku z tym i pytania, jak mógł wywieźć zwłoki dzieci do lasu. Sprawdziliśmy czy potrafi jeździć. Potwierdzam, potrafi - podkreśla były milicjant, który pracował przy sprawie.

Na jej potrzeby powołana została grupa operacyjna, a każdego z funkcjonariuszy zobowiązano do pisania szczegółowych notatek.

Mariusz Trynkiewicz przyznał się do winy. Dowody świadczyły przeciwko niemu - na rzeczach, którymi były owinięte zwłoki dzieci były wyhaftowane inicjały MT; takie same jakie znaleziono na zasłonach i innych materiałach w mieszkaniu.

Reklama

Wiadomo także, że był karany już wcześniej - za molestowanie dwóch chłopców w Przygłowie pod Piotrkowem, gdzie jego rodzice mieli letnisko. Było to podczas przerwy w odbywaniu kary.

Trynkiewicz nadal może stanowić zagrożenie, tym bardziej, że - zdaniem Matuszczyka - nie trafi do zamkniętego ośrodka na terapię dla niebezpiecznych przestępców.

- Wyjdzie na wolność i stanie się wolnym człowiekiem do momentu, aż coś się znów nie stanie. Nie sądzę, żeby się zmienił. Tak jak mówiłem wcześniej - to jest chory człowiek. Powinien być leczony przez te 25 lat - podkreśla.

W jego opinii Trynkiewicz nie jest osobą, którą można upilnować. - Nikt nie da mu anioła stróża na 24 godziny. Zresztą nie ma takich podstaw prawnych. On wychodzi i jest człowiekiem wolnym - kwituje.