Szwajcarska spółka Event Knowledge Services miała wykonać 24 opracowania na zlecenie polskich urzędników. Sporządziła pięć. Mimo to otrzymała wynagrodzenie w pełnej kwocie. To jeden z wniosków Najwyższej Izby Kontroli, która sprawdzała prawidłowość działań polityków i urzędników przy ubieganiu się przez Kraków o status organizatora zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 r.
– Ustalenia NIK powinny się znaleźć w obrębie zainteresowań prokuratury – twierdzi poseł Kukiz’15 Jerzy Kozłowski, członek sejmowej komisji kultury fizycznej, sportu i turystyki. Jego zdaniem skala nieprawidłowości jest taka, że same wskazówki co do tego, jak należy postępować w przyszłości, to zdecydowanie za mało. I nie można zadowolić się wytłumaczeniem, że nikt nie wziął łapówki, lecz co najwyżej nie dopilnował tego, by umowa była dla polskiej strony korzystna. – Niedopełnienie obowiązków służbowych przez funkcjonariusza publicznego również jest penalizowane. To art. 231 kodeksu karnego – przypomina parlamentarzysta. I zapewnia, że na razie nie chce wyręczać rządu w składaniu zawiadomień, ale jeśli zaistnieje taka konieczność, podejmie stosowne działania. Politycy PiS są na razie ostrożni w słowach. Wskazują, że być może konieczne okaże się zainteresowanie prokuratury sprawą, ale najpierw trzeba wnikliwie przeanalizować cały raport NIK. A uczynią to dopiero po Nowym Roku.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2012 r., gdy powstał pomysł organizacji igrzysk w Krakowie. 10 maja 2013 r. Sejm przyjął uchwałę popierającą ten pomysł. W związku w tym w listopadzie oficjalnie zgłoszono kandydaturę stolicy Małopolski, a minister sportu został upoważniony do koordynacji działań wspierających starania o nominację. W praktyce resort wziął na siebie część zobowiązań finansowych, a miasto Kraków podpisało umowy z wieloma podmiotami. W tym z Event Knowledge Services z siedzibą w Lozannie, która miała przygotować ekspertyzy oraz studia wykonalności dla obiektów budowanych w związku z organizacją ZIO 2022. W Małopolsce jednak zapał do organizacji imprezy powoli gasł. 25 maja 2014 r. przeprowadzono referendum, w którym blisko 70 proc. uczestników opowiedziało się przeciwko organizacji igrzysk. W efekcie krakowska rada miasta podjęła uchwałę o wycofaniu kandydatury.
Reklama
Jednocześnie zaczęły się trwające do dziś przepychanki pomiędzy resortem sportu a władzami miasta o pieniądze zainwestowane przez ten pierwszy. To wówczas sprawą zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli. Ustaliła to, o czym powszechnie mówiono od dawna: blisko 11 mln zł zostało wyrzuconych w błoto. W ocenie NIK pieniądze te wykorzystano nieefektywnie, gdyż miasto wycofało się ze starań o organizację igrzysk wskutek braku poparcia dla tej idei wśród mieszkańców. NIK wytyka też ministrowi sportu (z czasów rządów PO-PSL), że finansowanie z budżetu państwa organizacji imprezy powinno nastąpić dopiero po wyrażeniu woli organizowania ich przez większość lokalnej społeczności.
Bulwersuje jednak coś innego: to, jak zawierano umowy. Jak to się stało, że firmie, która sporządziła zaledwie pięć spośród 24 umówionych opracowań, wypłacono pełne wynagrodzenie? – Niestety miasto Kraków w umowie zawartej ze szwajcarską firmą, a także w specyfikacji istotnych warunków zamówienia, nie dodało zapisu uzależniającego wysokość wynagrodzenia od ilości sporządzonych studiów wykonalności, a także nie uwzględniło, że może zmniejszyć się liczba opracowań – tłumaczy rzeczniczka NIK Dominika Tarczyńska. Zdaniem izby wynagrodzenie należne wykonawcy powinno było być ustalone proporcjonalnie do liczby wykonanych opracowań. Stało się inaczej, w związku z czym Tarczyńska przyznaje, że można mówić o niegospodarności.
Szwajcarzy otrzymali wynagrodzenie w wysokości prawie 4,5 mln zł, w tym ponad 645 tys. zł za same studia wykonalności dla pięciu obiektów. Ireneusz Raś, poseł PO i przewodniczący sejmowej komisji kultury fizycznej, sportu i turystyki, uważa jednak, że mówienie o niegospodarności to przesada. Zapowiedzi zawiadamiania prokuratury zaś określa mianem "gry politycznej, opierającej się na szukaniu sensacji tam, gdzie jej nie ma". – Prawda jest taka, że w momencie podpisywania umów nikt nie brał pod uwagę, że w kilka miesięcy później w Krakowie niektórzy decydenci zmienią swoje podejście do organizacji ZIO 2022 o 180 stopni – przypomina Raś. I dodaje, że gdy ktoś usiłuje zorganizować coś dużego, może się zdarzyć, że w przypadku zatrzymania prac w połowie poniesione koszty będą wydawały się niepotrzebne. – Po fakcie każdy jest mądry – konkluduje parlamentarzysta.
Najwyższa Izba Kontroli liczy jednak na to, że sytuacja, która miała miejsce, będzie nauczką na przyszłość. Dlatego też wniosła do ministra sportu i turystyki, by wprowadzić regułę uzależniającą przyznanie dotacji celowej na dofinansowanie zadań związanych z organizacją igrzysk od zielonego światła zapalonego przez mieszkańców w drodze lokalnego referendum.