Na początku marca rada nadzorcza JSW odwołała prezesa spółki Tomasza Gawlika, a jego zastępca ds. technicznych Józef Pawlinów zrezygnował z funkcji. Przyczyn obu dymisji nie poznaliśmy oficjalnie. W przypadku Gawlika minister energii Krzysztof Tchórzewski mówił o konflikcie w zarządzie. W przypadku Pawlinowa chodziło o zarzuty korupcyjne – ponad 100 tys. zł łapówek w górniczej aferze klejowej (akt oskarżenia trafił do sądu kilka tygodni temu). Pawlinów nie ujawnił w stosownym oświadczeniu, że ma zarzuty. Ani wtedy, gdy zostawał szefem kopalni zespolonej Borynia-Zofiówka-Jastrzębie w 2015 r., ani w 2016 r., gdy zostawał wiceprezesem JSW.
Półtora miesiąca przed dymisjami stanowisko w zarządzie stracił dyrektor kopalni zespolonej i następca Pawlinowa na tym stanowisku – Waldemar Stachura. On z kolei nie poinformował przełożonych o prawomocnym wyroku z 2016 r. Chodzi o tzw. wniesienie wypadku na kopalnię. Stachura w 2012 r. podczas meczu piłkarskiego zerwał ścięgno Achillesa, a upozorował własny wypadek na dole w kopalni. Otrzymał odszkodowania – w sumie ponad 24 tys. zł. Zwrócił je, bojąc się konsekwencji, jednak sąd i tak uznał to za wyłudzenie. Sprawa wyszła na jaw dopiero pod koniec ubiegłego roku, gdy komendant wojewódzki policji w Katowicach odmówił JSW wydania pozwolenia na nabywanie i używanie materiałów wybuchowych (niezbędne przy pracy kopalni), powołując się na figurowanie Stachury w Krajowym Rejestrze Karnym. 11 stycznia 2017 r. Stachura został odwołany. Ale tylko z funkcji dyrektora kopalni – do dziś bowiem jest doradcą zarządu JSW. Do pracy w spółce, mimo rezygnacji, przychodzi także Pawlinów.
– Stachura zarabia 17 tys. zł miesięcznie i szykowany jest na stanowisko wiceprezesa na miejsce Pawlinowa lub przynajmniej do powrotu do kopalni zespolonej – mówi nasz rozmówca z JSW. – To będzie jednak trudne. Jego wyrok zatarłby się w czerwcu tego roku, ale ma sprawę w prokuraturze, zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył Gawlik – tłumaczy nasz rozmówca. Jastrzębska prokuratura potwierdziła wpłynięcie takiego zawiadomienia, jednak nikomu dotychczas nie postawiono zarzutów.
Z Tomaszem Gawlikiem nie udało nam się skontaktować. Podobnie jak z Waldemarem Stachurą.
– Nie mieliśmy wiedzy o wyroku pana Stachury, choć nie wykluczamy, że taką wiedzą dysponowali byli członkowie zarządu – mówi DGP Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. – Waldemar Stachura został odwołany ze stanowiska dyrektora kopalni w związku z powzięciem przez zarząd JSW informacji o prawomocnym wyroku sądu. Ze względu na konieczność formalnego wyjaśnienia wszelkich prawnych aspektów mogących mieć wpływ na sprawowanie przez niego funkcji kierowniczych został przeniesiony na stanowisko doradcy w pionie technicznym, ponieważ nadal pozostaje pracownikiem JSW – tłumaczy. Odmawia jednak informacji na temat wysokości jego wynagrodzenia.
Zapewnia jednocześnie, że takiej funkcji nie pełni były wiceprezes Józef Pawlinów. – Nie jest pracownikiem JSW, jednak ze względu na wagę prowadzonych przez niego procesów ma obowiązek rzetelnego przekazania obowiązków – tłumaczy Jabłońska-Bajer i dodaje, że o jego zarzutach też nikt w JSW nie wiedział. Ale gdy sprawa wyszła w mediach na jaw, rada nadzorcza natychmiast zajęła się jej wyjaśnianiem. – W celu zweryfikowania dokumentów składanych przez kandydatów ubiegających się o stanowiska członków zarządu przewodniczący rady JSW zwrócił się do Prokuratury Okręgowej w Katowicach z prośbą o udzielenie informacji niezbędnych do ustalenia statusu pana Pawlinowa w dniu ubiegania się o zajmowane stanowisko, a więc w kwietniu 2016 r. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wiceprezes sam złożył rezygnację – mówi rzeczniczka JSW.
Pawlinów sprawy komentować nie chce, twierdząc, że media i tak napiszą, co chcą. – Mam trzymiesięczne wypowiedzenie. To zarząd zdecyduje, czy chce mnie dalej zatrudnić, czy nie. A związkowcy grają pod publikę, oczernianiem mnie zajmą się prawnicy – ucina.
Związkowcy z JSW zażądali wyjaśnień w sprawie Stachury i Pawlinowa. Domagają się usunięcia ich z firmy od 1 kwietnia. W przypadku Pawlinowa chcą też, by „oddał co do grosza wynagrodzenie, jakie pobierał, jeżeli prokuratura potwierdzi, że w czasie, gdy podpisywał oświadczenie do konkursu, toczyło się przeciwko niemu postępowanie” – czytamy w związkowej ulotce. Marek Płocharski, szef ZZ Kadra w JSW, mówi DGP, że liczy na rozmowy z nowym zarządem (p.o. prezesem jest obecnie Daniel Ozon, przewodniczący rady nadzorczej JSW). – Do tego czasu nie chciałbym komentować tej sprawy – tłumaczy.
Jak ustaliliśmy, sprawa konfliktu w zarządzie JSW ma drugie dno. DGP dotarł do dokumentów, z których wynika, że Józef Pawlinów opatentował technologię profilaktyki zagrożeń pożarowych dzięki kruszeniu kamienia wydobywanego przy okazji produkcji węgla. Chciał wprowadzić ją w JSW przy pomocy firmy Azis, której współwłaścicielem jest współautor patentu Pawlinowa. Byli prezesi JSW, Jarosław Zagórowski i Tomasz Gawlik, nie widzieli potrzeby wprowadzania tej technologii w kopalniach grupy (stosowali inną profilaktykę), za co spółka miała płacić 3,5 mln zł rocznie przez 10 lat.
– Pracuję w górnictwie 31 lat, na gaszeniu pożarów się znam – mówi Pawlinów. O szczegółach nie chce jednak rozmawiać.
– Pawlinów i Stachura o swoje kłopoty oskarżają Łukasza Szlązaka, który w styczniu został dyrektorem kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie po Stachurze. Na wniosek Pawlinowa został jednak odwołany. Tylko Gawlik głosował przeciw – mówi nasz informator.
Szlązak z mediami nie rozmawia. Trafił na stanowisko dyrektora technicznego likwidowanej kopalni Krupiński.
– Tam zastąpił odwołanego dyrektora, który na ustne polecenie Pawlinowa szykował nowe ściany wydobywcze, choć kopalnia 31 marca będzie zlikwidowana – tłumaczy nasz rozmówca. I dodaje, że Pawlinowa i Stachurę chroni PiS. – Między innymi jastrzębski poseł Grzegorz Matusiak, u którego na spotkaniu noworocznym gościł Stachura. Matusiak rozgłaszał dymisję Gawlika już na początku roku, nie krył też, że jego działania popiera wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski, choć możliwe, że ani on, ani Tchórzewski nie mieli do końca pojęcia o tym, co się dzieje w JSW – tłumaczy.
Komentarza w resorcie energii do spraw kadrowych JSW nie udało się nam uzyskać.
Jastrzębska Spółka Węglowa stanęła na nogi, choć pod koniec 2015 r. groziło jej bankructwo. Kurs akcji oscyluje dziś wokół 66 zł i jest blisko 417 proc. wyższy niż rok wcześniej. To efekt udanego procesu restrukturyzacji, ale i rekordowych w IV kwartale 2016 r. cen węgla koksowego (będącego bazą do produkcji stali), którego JSW jest największym producentem w Unii Europejskiej
Spółka uzyskała ok. 0,7 mld zł, sprzedając PGNiG Termice Spółkę Energetyczną Jastrzębie, a ARP i Towarzystwu Finansowemu Silesia wałbrzyską koksownię Victoria. Porozumiała się też z bankami, którym w późniejszym terminie spłaci obligacje warte 1,3 mld zł. Jednak warunkiem było zamknięcie kopalń Jas-Mos (doszło do tego w 2016 r.) i Krupiński (formalnie przestanie działać 31 marca 2017 r.).
W 2016 r. Jastrzębska znacząco poprawiła wyniki finansowe. Osiągnęła 6,73 mld zł przychodów ze sprzedaży (w 2015 r. było to 6,93 mld zł), ale miała 4,4 mln zł zysku netto wobec 3,29 mld zł straty rok wcześniej (strata obejmowała także odpisy wartości aktywów produkcyjnych). Ogłosiła, że nie będzie się dzielić zyskiem z akcjonariuszami, wśród których dominującym jest Skarb Państwa. Spółka rozważa w tym roku emisję obligacji za 0,5–1,5 mld zł, jednak na razie decyzje w tej sprawie nie zapadły. Będzie się to bowiem wiązało z obniżeniem udziałów państwowego właściciela poniżej 50 proc. A to będzie wymagało negocjacji ze związkami zawodowymi, którym w 2011 r. podczas debiutu giełdowego JSW obiecano, że państwo zachowa w firmie ponad połowę akcji.
Do początku 2015 r. przez osiem lat na czele zarządu JSW stał Jarosław Zagórowski, potem przez kilka miesięcy Edward Szlęk, a następnie Tomasz Gawlik odwołany na początku miesiąca. Pełniącym obowiązki prezesem jest Daniel Ozon, od ubiegłego roku szef rady nadzorczej, w poprzednich latach m.in. wiceprezes JSW.