Krzysztof, 30 lat. Dziennikarz w jednym z portali internetowych. Od pięciu lat na nocnych zmianach. Pracuje od 22.30 do 6.30. Przez długi czas baterie przestawały mu działać około 4,5 nad ranem. Twierdzi, że teraz kryzysy już się nie zdarzają, że nauczył swój organizm właściwej samodyscypliny. – Zawsze staram się uciąć sobie drzemkę przed dyżurem. Nie przekraczam też normy maksymalnie trzech nocnych dyżurów w tygodniu, bo czwarty zwykle przynosi kłopoty z koncentracją. Nie piję kawy, pobudzam się głośną muzyką – przebojami z lat 80. i 90. Wiem, że np. jeden z kolegów ustawiał sobie w systemie teksty do publikacji i zasypiał na godzinę w trakcie dyżuru. Ja tego nie robię, bo przecież w ciągu takiej godziny może coś się wydarzyć – opowiada.
– Przygotowuję serwis na rano, tak żeby koledzy, którzy przyjdą na poranny dyżur, mieli świeże rzeczy na stronie. Oczywiście kiedy coś się dzieje, od razu publikuję materiały. Do tego pilnuję naszych mediów społecznościowych, jestem w kontakcie z czytelnikami. A trzeba wiedzieć, że nocami bywają bardzo aktywni – opowiada. – Jak ognia unikam za to porannych dyżurów. Jestem klasycznym typem sowy.
Bywały miesiące, że pracował tylko w nocy. I chociaż miło było zobaczyć potem przelew z pensją, to jednak okazywało się to ponad jego siły. Pojawiła się bezsenność. – Ze zdrowiem raczej nie miałem kłopotów. Ostatnio miałem problemy z dyskiem, ale wynikające bardziej z siedzącego trybu życia. Pomogła mi poduszka sensoryczna. Lubię pracować nocą, choć czuję, że zbliżam się do takiego momentu, że stanie się to zbyt męczące. Pewnie najpóźniej za kilka lat zrezygnuję z nocek, nawet kosztem zarobków. Czasem rzeczywiście praca nocą bywa frustrująca, szczególnie że takie dyżury mam również w weekendy. Ale są też prozaiczne plusy. Omijają mnie korki i tłok w komunikacji miejskiej.
Do domu wraca po siódmej rano. Zasypia około 8–9, budzi się 5–6 godzin później. W sypialni ma rolety, czasem używa opaski na oczy albo włącza sobie usypiające dźwięki dla dzieci. Najlepiej działają śpiew ptaków i dźwięk odkurzacza.
Pod osłoną nocy
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w porze nocnej pracuje ponad milion Polaków. Najwięcej w sektorze górniczym i wydobywczym oraz w przetwórstwie przemysłowym. Pod osłoną nocy pracują też kierowcy autobusów, taksówkarze, ratownicy medyczni, ochroniarze, piekarze. Coraz więcej firm prywatnych wprowadza system pracy zmianowej, wychodząc z założenia, że jeśli maszyny będą pracować w zakładzie non stop, to nawet zatrudniając dwie tury pracowników, uda się bilans firmy utrzymać na plusie. Zatrudnianie na nocną zmianę opłaca się i pracodawcy, i pracownikowi. Wprawdzie zgodnie z kodeksem pracy w nocy można pracować maksimum 8 godzin, pomiędzy godz. 21 wieczorem a 7 rano, to za każdą godzinę należy się dodatek za pracę (20 proc. stawki godzinowej wynikającej z minimalnego wynagrodzenia). Zakaz pracy nocnej obejmuje w zasadzie tylko kobiety w ciąży, nieletnich i rodziców dzieci do lat 4 (chyba że na piśmie zgodzą się na takie godziny zatrudnienia).
Aleksander, 38 lat. W 2010 r. dziennikarstwo zamienił na ratownictwo medyczne. Przez pięć lat pracował m.in. na izbie przyjęć i dziecięcym OIOM-ie. Od dwóch lat pracuje w Wielkiej Brytanii, w ośrodku szkoleniowym służb medycznych w Oksfordzie. Z różnic między służbą w Polsce i Anglii wymienia m.in. zagwarantowane prawo do trzydziestominutowej przerwy obiadowej. W Anglii przerwa ta przypada mniej więcej w połowie dyżuru. – Podczas takiej przerwy nie możemy być wysłani do pacjenta. Przy dużej liczbie wezwań taka przerwa jest naprawdę potrzebna – opowiada.
Ale i ona nie chroni przed kryzysem. A ten przychodzi zwykle około czwartej nad ranem. Większość koleżanek i kolegów Aleksandra pije kawę, on z kolei wyłącznie wodę. – Gdy organizm jest odpowiednio nawodniony, chęć snu jest mniejsza. Pomaga też solidny posiłek, chociaż tego nikomu nie polecam, bo podwójny kebab o pierwszej w nocy nie jest najzdrowszym rozwiązaniem.