W grudniu ub. roku w związku z tzw. ustawą dekomunizacyjną wojewoda łódzki Zbigniew Rau nadał placowi Zwycięstwa (nazwa obowiązywała od 1945 roku) nową nazwę - plac im. Lecha Kaczyńskiego. Decyzja ta wywalała sprzeciw części łódzkich radnych, którzy pod koniec grudnia ub. roku zaskarżyli ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi Tomasz Kacprzak (PO) zwracała wówczas uwagę, że placu Zwycięstwa nie można zdekomunizować, bo m.in. w żadnej z opinii Instytutu Pamięci Narodowej nie było zapisane, iż jego nazwa podlega ustawie dekomunizacyjnej. Przypomniał również, że nazwa plac Zwycięstwa została nadana dla uczczenia zwycięskiego zakończenia wojny z faszyzmem hitlerowskim.
Ponieważ od soboty zaczynają obowiązywać przepisy, według których, aby można było zmienić nazwę nadaną przez wojewodę w ramach dekomunizacji, trzeba mieć jego zgodę, a także opinię szefa IPN, zwołano na piątek nadzwyczajną sesję Rady Miejskiej. Radni rządzącej w mieście koalicji PO i SLD postanowili przywrócić placowi dawną nazwę. Jednak w uzasadnieniu uchwały zaznaczyli, że chodzi o zwycięstwo w wojnie polsko–bolszewickiej w 1920 roku.
Zdaniem radnych koalicji uchwała jest odpowiedzią na m.in. próbę wykorzystania przez PiS ustawy dekomunizacyjnej do nadawania w każdym dużym mieście nazw związanych z Lechem Kaczyńskim. To także narzucanie siłą przez PiS społeczeństwu "swojej wizji rzeczywistości"; a na to zgody nie ma - argumentowali.
Przeciwko zmianie nazwy placu opowiedzieli się samorządowcy PiS, zdaniem których piątkowa uchwała to element walki politycznej prowadzonej przez PO i SLD. Według nich radnym koalicji chodzi o to, aby w Łodzi nie uczcić Lecha Kaczyńskiego. Przypomnieli, że przez rok, można było przeprowadzić wśród mieszkańców konsultacje w sprawie zmiany nazw ulic, ale tego nie zrobiono. Dlatego - ich zdaniem - radni koalicji czekali na decyzję wojewody, aby teraz "wykazać się przed swoim elektoratem".