Odpowiedź na pytanie, czy szefowie "Pruszkowa" i inni gangsterzy wyjdą na wolność, poznamy już 14 listopada. Wtedy Sąd Najwyższy wyda opinię w sprawie, która zadecyduje o przyszłości przestępców.
Chodzi o delegowanie sędziów do pracy w innych sądach. Do tej pory takie delegacje najczęściej podpisywali wiceministrowie sprawiedliwości. Tymczasem SN może uznać, że prawo składania podpisu na dokumencie ma tylko sam minister sprawiedliwości. Wtedy wszystkie orzeczenia wydane przez delegowanych niezgodnie z prawem sędziów trzeba będzie skasować. Sęk w tym, że chodzi tu o setki wyroków, wydanych przez nich na groźnych mafiosów - pisze "Wprost".
W 2003 r. zakończył się głośny proces gangu pruszkowskiego. Za założenie „Pruszkowa" i kierowanie nim na kary siedmiu lat więzienia skazano Zygmunta R. (ps. Bolo), Ryszarda S. (ps. Kajtek), Leszka D. (ps. Wańka), Janusza P. (ps. Parasol) i Mirosława D. (ps. Malizna). Rok później zapadł wyrok w sprawie przejęcia przez mafię w połowie lat 90. warszawskiego klubu Dekadent. Kary po sześć lat więzienia wymierzył sąd Wańce i Andrzejowi Z. (ps. Słowik). Wszystkie te wyroki wydali delegowani sędziowie - wylicza "Wprost".
Wiadomo już, że obrońcy gangsterów z niecierpliwością czekają na orzeczenie Sądu Najwyższego. Szykują się już nawet do pisania wniosków o wznowienie postępowań.
Skąd taka postawa, skoro orzeczenie jeszcze nie zapadło? A no dlatego, że Sąd Najwyższy raz już orzekł, że delegowanie sędziów przez zastępców ministra jest nielegalne. Wtedy jednak obradował w okrojonym składzie, dlatego prezes Lech Gardocki zdecydował, że sędziowie zbiorą się jeszcze raz.
Na jego orzeczenie czeka także resort sprawiedliwości, który być może będzie musiał zmienić obowiązujące teraz delegacje na takie z podpisem ministra Zbigniewa Ziobry.