31-letni Norbert K. miał szefować agencji "Rasputin" razem z jej założycielką, Karoliną P. ps. "Czekolinda". Okres, w którym prokuratura zarzuca K. kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą oraz czerpanie korzyści z nierządu, jest o kilka miesięcy krótszy niż w przypadku Karoliny P., bo para rozstała się. Przesłuchiwany we wtorek przed Sądem Okręgowym w Warszawie K. powiedział, że nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Oskarżony zdecydował się złożyć wyjaśnienia.

Reklama

- Nie kierowałem żadną zorganizowaną grupą przestępczą, jak również działalnością "Rasputina". Wszyscy świadkowie i współoskarżeni oprócz mojej byłej partnerki zgodnie zeznają, że to ona zarządzała lokalem. Ja tylko od czasu do czasu pomogłem – powiedział oskarżony.

Według jego relacji Karolina P. była bezrobotna do czasu otrzymania od ojca propozycji kierowania "Rasputinem". - Jej ojciec pytał, czy nie wie, kto chciałby poprowadzić lokal przy ul. Wiertniczej. W tym celu odbyło się parę spotkań informacyjnych z byłą właścicielką lokalu. Uczestniczyłem w nich jako partner Karoliny – powiedział Norbert K. i dodał, że Karolina P. zgodziła się poprowadzić klub, bo "była przekonana, że to jest normalna działalność gospodarcza, często spotykana w dużych miastach". Jednocześnie oskarżony potwierdził, że para miała świadomość, że zatrudnione w klubie kobiety mogą świadczyć usługi seksualne.

Reklama

- Wszystkie kobiety tam zatrudnione pracowały dobrowolnie i lubiły swoją pracę, a w szczególności bardzo wysokie zarobki, które mogły wynosić nawet kilkaset tysięcy złotych miesięcznie – powiedział Norbert K. i zapewnił, że nigdy nie zatrudniał żadnej prostytutki, nie organizował nikomu pracy w "Rasputinie", nie ustalał grafiku ani zarobków, nie rozliczał pracowników i nie wydawał poleceń. Oskarżony stwierdził, że w agencji bywał jako "gość", albo wykonywał czynności "czysto techniczne" jak koszenie trawy, zakupy, czy rozwożenie ulotek. Dodał, że pomagał swojej partnerce, bo "takie zasady panują w równym związku" i oświadczył, że nigdy nie dostawał wypłaty za pomoc, a Karolina P. "pieniądze gromadziła dla siebie". Mogło to być – w jego ocenie – od 70 do 150 tysięcy złotych miesięcznie.

Para nie posiadała wspólnego konta ani majątku. - Po naszym rozstaniu prowadziła działalność w pojedynkę, tak jak robiła to wcześniej. Nic się nie zmieniło, poza tym, że ja już tam nie przychodziłem – stwierdził mężczyzna. Norbert K. powiedział, że przyznał się do kierowania grupą przestępczą tylko raz, bo tak podpowiedział mu ówczesny obrońca. Dodał, że cierpi na depresję po siedmiomiesięcznym pobycie w areszcie śledczym i nie chciałby tam wracać.

Reklama

- Dla mnie, normalnego człowieka, to był wielki szok, stres i przeżycie – mówił K. - Nie spodziewałem się, że przez pomoc partnerce będę miał takie konsekwencje poważne – dodał i podkreślił, że żałuje, iż "wplątał się w działalność Rasputina". We wtorek wyjaśnienia złożyła także barmanka z klubu, Marzena K. oraz dwaj ochroniarze. Kobieta wyraziła wolę dobrowolnego poddania się karze. Kolejne przesłuchanie oskarżonych sąd zaplanował na piątek.

W sprawie "Rasputina" oskarżonych było w sumie 12 osób, ale jeszcze przed rozpoczęciem procesu jedna z nich dobrowolnie poddała się karze (Grażyna K., matka Norberta K., na którą zarejestrowana była agencja, za co dostawała 1500 zł miesięcznie). Karolina P. nie bierze udziału w rozprawach z uwagi na stan zdrowia.

Prokurator Adam Grzeczyński zarzucił 32-letniej "Czekolindzie" i 31-letniemu Norbertowi K. kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, której celem było "czerpanie korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez inne osoby", z czego uczynili sobie "stałe źródło dochodu". P. i K. mają odpowiedzieć również za to, że alkohol serwowany w prowadzonej przez nich agencji towarzyskiej sprzedawany był bez koncesji. Prokuratura zarzuca także "Czekolindzie" pranie pieniędzy pochodzących z prostytucji. Obojgu grozi do 15 lat pozbawienia wolności.

Pozostali oskarżeni to cztery barmanki i czterech ochroniarzy oraz poprzednia właścicielka klubu. Na większości z nich ciąży zarzut udziału w gangu Karoliny P. oraz zarzut czerpania korzyści z cudzego nierządu. Do rozbicia grupy i likwidacji agencji "Rasputin" doszło w październiku 2016 roku. Zatrzymań dokonali funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji. Wcześniej klub prowadziła Dorota B. Kobieta została zatrzymana, a następnie skazana.

Według prokuratury, jesienią 2014 roku "Czekolinda" i Norbert K. skontaktowali się z Dorotą B., by przekazała im "know-how" prowadzenia agencji oraz niezbędne kontakty. Nowy "Rasputin" został otwarty w grudniu 2014 roku. Karolina P. przeprowadziła promocyjną akcję ulotkową, a po ulicach Warszawy krążyła limuzyna, w której skąpo ubrane kobiety zachęcały do wizyty w klubie. Agencja czynna była codziennie od godz. 20 do ostatniego klienta. "Czekolinda" oferowała klientom możliwość skorzystania z usług seksualnych w basenie bądź jacuzzi (600 zł), oraz zamówienia napojów (20 zł), drinków (90 zł) czy szampana (500-20 tys. zł). W agencji można było płacić gotówką, kartą oraz aplikacją mobilną.

Nie wiadomo, ile dokładnie pieniędzy przeszło przez agencję "Czekolindy" od grudnia 2014 roku do października 2016 roku. Można to oszacować na podstawie zarejestrowanych transakcji na koncie założonym przez nią na potrzeby firmy Chocolate Event, na które wpłynęło około 3,5 mln złotych. Kolejne 78 tysięcy złotych wpłynęło od firmy obsługującej terminal płatniczy. Według prokuratury, Karolina P. przelewała te środki między różnymi rachunkami, "piorąc je" i próbując zatrzeć źródło ich pochodzenia.

Karolina P. składała w śledztwie wyjaśnienia kilka razy. Początkowo nie przyznawała się do winy, następnie przyznała, że założyła firmę-przykrywkę o nazwie Chocolate Event, czerpała korzyści z cudzego nierządu, na czym zarobiła około miliona złotych. Jednak, jako głównego koordynatora pracy w agencji, wskazywała byłego partnera. On z kolei podkreślał, że to "Czekolinda" kierowała "Rasputinem".

"Czekolinda" przebywała w areszcie od października 2016 roku do lipca 2017 roku. Obecnie jest objęta policyjnym dozorem oraz poręczeniem majątkowym w kwocie 30 tys. zł i hipoteki na mieszkaniu w Ząbkach, wartym około 1 mln zł. Norbert K. wyszedł z aresztu w maju 2017 roku, on także jest objęty dozorem i poręczeniem majątkowym.