Rektorzy akademiccy szkół polskich odważyli się włożyć kij w mrowisko i zaapelowali: podyskutujmy o płaceniu za studia na wszystkich uczelniach i kierunkach. Nie udawajmy, że wiedza nie kosztuje. To niesprawiedliwe, że studenci dzienni uczą się za darmo, a wieczorowi i zaoczni - już nie.

Reklama

Gdyby rozłożyć opłaty po równo, okazałoby się, że kwoty sięgnęłyby 200 - 300 zł miesięcznie, a uczelnie otrzymałyby potężny zastrzyk gotówki na unowocześnienie laboratoriów, podwyżki płac dla wybitnych naukowców, utrzymanie akademików. To argumenty rektorów.

Prof. Tadeusz Luty, rektor Politechniki Wrocławskiej, który propaguje ten pomysł, zaznacza: "W ślad za odpłatnością muszą iść stypendia dla tych, których nie stać na czesne, oraz tanie kredyty spłacane wtedy, kiedy młody człowiek skończywszy studia, zacznie już zarabiać".

Jak zwykle kiedy chodzi o pieniądze, rozgorzała burzliwa dyskusja. Na forach internetowych zawrzało. Pojawiły się pełne emocji głosy za i przeciw. "Porażka, za swoje studia nie płacili, a teraz chcą tego od nas. Większość osób zrezygnuje z nauki. Mam problemy, żeby opłacić akademik co miesiąc, a jeszcze za naukę mam płacić???".

"Jestem za płatnym szkolnictwem, ale nie za taką propozycją...". "Rektorzy uczelni państwowych nie rezygnują z dotacji, którą dostają z budżetu państwa na studenta, a chcą dodatkowo sięgnąć do kieszeni studentów".

W DZIENNIKU rozdzwoniły się też telefony. Dziś oddajemy łamy tym, których pomysł opłat dotyczy najbardziej - studentom.

Leszek Cieśla, przewodniczący Parlamentu Studentów RP


Jestem przeciw powszechnym opłatom za studia. Cały parlament studencki wyraża swój sprzeciw. Nie można przedstawiać publicznie takiego pomysłu bez konsultacji ze środowiskiem, ze studentami. Jednak nie neguję idei profesora Lutego i rektorów, którzy go popierają. Ja i moi koledzy z parlamentu traktujemy tę jego wypowiedź jako wezwanie do debaty.

Dziś odpłatność za studia to pomysł awykonalny. Niemożliwy. Dopóki nie zreformujemy systemu stypendiów, nie stworzymy systemu tanich kredytów poręczanych przez państwo, odpłatność nie jest możliwa. Alternatywa płatne - bezpłatne studia jest fałszywa, są jeszcze inne rozwiązania.

Nie krytykujemy tego pomysłu całkowicie, nie przekreślamy go. Trzeba jednak ustalić, jak szczegółowo w przyszłości to ma wyglądać. Na razie znamy ogólny pomysł, nie widzieliśmy jeszcze żadnej spisanej w szczegółach propozycji. Rektorzy pewnie chcieli, żeby zaczęła się na ten temat publiczna dyskusja. Należy ją teraz kontynuować.



Jarosław Warian, zarząd parlamentu studentów Politechniki Wrocławskiej

Zdania moich kolegów studentów są podzielone. Jedni są przeciw, doktrynalnie, bez argumentów, na zasadzie: nie, bo nie. Inni są otwarci. Szczególnie ci, którzy byli za granicą i widzieli tam uczelnie, które przodują w rankingach i są płatne. Byłem w Irlandii na Trinity College, przyglądałem się, jak funkcjonuje. I widziałem z czym tam się wiąże odpłatność. Ona wyrównuje szanse. Bo jednocześnie z płaceniem za studia są stypendia, są kredyty. Jeśli ktoś ma dobre wyniki, umarza mu się odsetki od kredytu albo zmniejsza raty, które też nie są wysokie. Wynoszą około 10 proc. pensji absolwenta.










Reklama

U nas studenci zaoczni, którzy płacą, spisują z uczelnią umowę. Dzięki temu czegoś się od nich wymaga, ale i oni wymagają. To nie jest złe. Ja jestem w połowie między przeciwnikami a zwolennikami. Bo bezpłatne studiowanie na uczelniach to mit. Płacimy za mnóstwo rzeczy, od książek po opłaty za studia zaoczne. Na pewno prof. Luty zapoczątkował ważną publiczną debatę, w którym kierunku powinna iść płatność. I jeszcze taka uwaga na koniec: jeżeli zapytalibyśmy ludzi, czy chcą płacić za jedzenie, pewnie większość odpowiedziałaby, że nie.

Paulina Kimla, rada samorządu studentów Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie

Pieniądze publiczne mają tę wadę, że bardzo trudno nimi zarządzać. Ciężko przesuwać wydatki. W zależności od potrzeb, nie można odłożyć pieniędzy na przyszły rok. Myślę więc, że dyskusję o finansowaniu uczelni trzeba zacząć od tego, że konieczna jest reforma zarządzania publicznymi pieniędzmi. Wtedy będzie ich więcej, bo będą lepiej wydawane. Jeżeli pieniądze z opłat od studentów miałyby być rozliczane na zasadach dotacji z budżetu - nie ma sensu ich wprowadzać, będą stracone. Jeśli jednak według nowych, racjonalnych zasad, czemu nie? Idea jest dobra. Pod warunkiem że pieniądze od studentów nie zostaną skonsumowane przez szkołę, czyli np. nie zostaną wydane na administrację, tylko na inwestycje. Obawiam się jednak, że dyskusja na ten temat wywoła burzę. Prywatyzacja czy współpłacenie to śmiałe tematy. No bo gdyby wprowadzić odpłatność za studia, to czy podatki byłyby mniejsze? Chyba nie, więc jest to podwójne płacenie. W innych krajach studenci się buntują przeciw opłatom. W Polsce pewnie też by się buntowali.

Bartosz Dziedzic, Zarząd Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego

Jestem za. Chcę, żeby studia były płatne dla wszystkich. Obserwuję, co się dzieje teraz u nas na zarządzaniu. Studenci wieczorowi, którzy płacą, chodzą na te same zajęcia i egzaminy, co studenci dzienni, którzy nie płacą. Jednak wieczorowi mogą odpracować swoje czesne na uczelni, dostają 6 zł netto za godzinę. Kiedy mamy praktyki studenckie, dzienni pracują w uczelnianym biurze karier za darmo, a wieczorowi zarabiają - na czesne. Ten sam system można stworzyć dla wszystkich.

Czy odpłatność za studia to pomysł sprawiedliwy? Czy nie jesteśmy na niego za biedni? U nas, na zarządzaniu jest 300 studentów dziennych i 140 wieczorowych. Ten system już działa.







Joanna Fedyk, rzeczniczka prasowa Samorządu Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego

Na świecie za studia się płaci. To prawda. Jednak trzeba wziąć pod uwagę sytuację ekonomiczną polskich studentów. Gdyby czesne wynosiło nawet 100 zł, dla wielu byłoby to dużo. Widzę, jak to wygląda przy opłatach za akademiki, które kosztują ponad 200 zł i które są przez to dla wielu za drogie.

Jednak na wszystkie kłopoty są rozwiązania. Załóżmy, że studia są płatne. Żeby przyjęły się w Polsce, w Krakowie, studentów trzeba zachęcić. Można, tak jak w Niemczech, uboższym studentom finansować bilety komunikacji miejskiej albo stołówkę, albo książki, albo wyjazdy naukowe. To by zrekompensowało ciężar opłat. Na uniwersytecie w Toronto, widziałam to osobiście, studentów przekupiono tym, że przez pierwszy rok czesne było mniejsze, a kredyt tańszy. Studenci zawsze się burzą przeciw opłatom, tak jest na całym świecie. Trzeba ich przekonać.