Kamil wstał w niedzielę o 6 rano. Ubrał się ciepło: w końcu czekało go co najmniej 10 godzin chodzenia po mieście. Do Warszawy odwiózł go ojciec. O 7.30 był już na zbiórce w Gimnazjum nr 44, w centrum miasta. Znalazł się w gronie setki szczęśliwców, którzy załapali się do kręgu wolontariuszy.

Reklama

Chętnych było znacznie więcej. Typowała szkoła. Tu chłopak odebrał puszki, identyfikator i serduszka przywiezione przez fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. "Wzięliśmy co trzeba, podpisaliśmy listę i od razu ruszyliśmy w miasto" - opowiada Kamil, który w tym roku kwestował już po raz drugi.

Zbiórkę rozpoczął około godziny 8 rano na Nowym Świecie, później szedł Świętokrzyską i Marszałkowską. Tutaj spotkał swoich pierwszych darczyńców. "To był młody, uśmiechnięty mężczyzna. Spieszył się, ale zatrzymał się na chwilę, żeby wrzucić pieniądze" - mówi Kamil.

Wczoraj rozmawiał z setkami ludzi. Jedni dziwili się, że jest aż tylu chętnych, żeby zbierać pieniądze. Drudzy chwalili, że młodzi ludzie są tacy zaangażowani. Jeszcze inni po prostu pozdrawiali i życzyli wszystkiego najlepszego. Właśnie to zainteresowanie ludzi i ich życzliwy uśmiech najbardziej zachęcają Kamila do zbierania pieniędzy. Tego dnia może poczuć się wyjątkowo. O wolontariuszach mówi przecież cała Polska. "To naprawdę miłe, kiedy ktoś jest sympatyczny, żartuje z nami, czy nas chwali" - przyznaje Kamil.

Reklama

Wczoraj rzadko spotykał kogoś niesympatycznego. "To wyjątki" - mówi chłopak. Zazwyczaj tacy ludzie nie wierzą, że zebrane pieniądze trafią do chorych dzieci. "Ale ja się tym nie przejmuję. Jestem pewien, że te pieniądze pomogą wielu chorym dzieciom. Sam znam osobę, która dzięki sprzętowi zakupionemu za pieniądze Orkiestry wyzdrowiała" - zapewnia.

Zdziwiła go hojność ludzi. Wielu z nich do puszki wrzucało po 50, a nawet po 100 zł.

Koło godz. 18, po dziesięciu godzinach na ulicy, Kamil wrócił do szkoły. Do tego, co zebrał, dorzucił jeszcze swoje pieniądze. Skąd? Trochę dali mu rodzice, reszta to jego oszczędności. Później musiał przeliczyć to, co ludzie wrzucili do jego puszki. To dużo pracy, dlatego nie zdążył na cały pokaz sztucznych ogni i koncert pod Pałac Kultury. Ale nie po to został wolontariuszem. "Chciałem poczuć, że robię coś dobrego dla innych. To daje dużą satysfakcję" - podkreśla.

Po zbiórce Kamilowi na pamiątkę zostanie tylko identyfikator wolontariusza. Za rok nie będzie już ważny, ale 16-latek zapowiada, że kolejnego finału też nie odpuści.